Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Chcemy dać ludziom do myślenia

Treść


Wywiad z Filipem Kaczyńskim, perkusistą zespołu Arymathea, który na początku roku 2012 zadebiutował płytą „Deoreanimacja”.

- Mam nadzieję, że nie jesteś jeszcze zmęczony opowiadaniem historii zespołu, bo prosiłbym o kilka zdań genezy.
- Nie ma problemu. Ja i gitarzysta Tomek wybraliśmy się na akustyczny koncert grupy 2 TM 2,3 który odbył się, jeśli dobrze pamiętam, w kościele św. Katarzyny w Krakowie. W drodze powrotnej spotkaliśmy Artura, który jak się potem okazało, wracał z tego samego koncertu. Po kilku chwilach rozmowy okazało się że Artur również muzykuję i poszukuje perkusisty. Po paru tygodniach spotkaliśmy się w Andrychowie na pierwszej próbie. Z biegiem czasu do składu dołączył Tomek. W skład zespołu Baruch [wcześniejsza nazwa zespołu – przyp. Red.] wchodził wtedy, oprócz naszej trójki, Szymon Klimkiewicz z Andrychowa, który grał na gitarze basowej.
Zespół Baruch koncertował gdzie się dało grając muzykę rockową, jak również trochę ska i reggae. Z czasem nasze gusta podążyły w kierunku zdecydowanie mocniejszej muzyki. Zaczęliśmy inspirować się takimi składami jak Houk, Soulfly, Godsmack nie zapominając przy tym o ewangelizacyjnej misji zespołu. Wraz ze zmianą repertuaru zmieniamy nazwę i basistę. Przez chwilę był nim Rober Okręglicki, a następnie Kamil Michalski.

- Jak udało się doprowadzić do nagrania płyty?
- Pod koniec 2009 roku pojawiliśmy się w Studiu Grześka „Nalefa” Cholewki. Następnie nasz materiał trafił w eksperckie uszy Bartka Wawrzyńca z Nowego Sącza, gdzie w "Pozytywnym Studiu" powstał gotowy materiał po masteringu.
Pod koniec 2011 roku z propozycją wydania płyty „Deoreanimacja” wyszedł dyrektor Wadowickiego Centrum Kultury. Debiutancka płyta oficjalnie ukazała się 20.01.2012r. podczas premierowego koncertu w Wadowicach.

- Jak definiujecie swoją muzykę?
- Staramy się nie szufladkować naszej twórczości. Dementuje również, że to co gramy to „chrześcijański rock”, bo nie ma takiego gatunku. Osobiście lubię używać określenia pozytywny rock lub muzyka z pozytywnym przesłaniem, głosząca dobrą nowinę. Poprzez nasze granie chcemy dać ludziom do myślenia. Może ktoś po przyjściu na nasz koncert nie wiedząc wcześniej o czym śpiewamy dostrzeże, że Bóg to miłość, jedyna która może zbawić.

- Który z tekstów zespołu lubisz najbardziej?
- Album „Deoreanimacja” nie emanuje optymizmem. Płyta jest wręcz smutna, bo mówi o poważnych problemach jak aborcja - „Nigdy Więcej”, „Prawo Życia”, łamanie praw człowieka - „Wolność” czy coraz częściej spotykanych próbach samobójczych - „Ostatnia Decyzja”. Myślę, że tekst Mirasa z Full Power Spirit do utworu „Prawo Życia” jest bardzo mocny. Osobiście do dziś miewam ciarki na plecach słuchając tych słów, ale wiem że "nie można milczeć, trzeba zabrać głos w tej sprawie".

- Czy masz jakiś wpływ na teksty, dobór tematów czy skupiasz się tylko na swoim zadaniu?
- Generalnie nie czuję się mocny w pisaniu, choć nie wiem jak by mi szło, bo nigdy nie próbowałem, chociaż zwrot śpiewany w refrenie „Ostateczności” to mój pomysł, lecz oczywiście nie jestem autorem tych słów. Artur radzi sobie bardzo dobrze jako tekściarz, więc raczej nie ingerujemy w tę sferę. Należy nadmienić, że teksty zespołu Arymathea to też często fragmenty Pisma Świętego.

- Masz takie informacje, żeby Wasza publiczność wsłuchiwała się w teksty? Nie obawiasz się, że nawet najciekawsze tematy mogą przejść niezauważone, jeśli ktoś zainteresowany jest jedynie muzyką?
- Koncert z czadową muzyką najczęściej wywołuje w pierwszej kolejności taniec zwany "pogo". Wydaje mi się, że dla pewnej części odbiorców nie ma znaczenia o czym śpiewamy, lecz jestem przekonany też, że istnieje ta grupa, która jest w pełni świadoma co Arymathea ma do przekazania. Niektórzy biorą te słowa do siebie, a niektórzy wyśmieją je po koncercie przy piwie. Rozmawiając z Tobą i realizując ten wywiad staram się zainteresować też naszymi tekstami.
Najlepszym miejsce do analizowania tekstów jest zacisze własnego pokoju, polecam więc zabrać nas do domu w postaci czarnego krążka w ładnej okładce.

- Dla jakiej publiczności graliście dotychczas? Na pewno są występy lepsze i gorsze, ale czy możesz wymienić jakiś, który szczególnie zapadł w pamięć?
- Nie ukrywam, że inaczej gra się na imprezach organizowanych np. przez KSM czy ojców Dominikanów, a całkiem inaczej w zwykłym pubie, gdzie zazwyczaj przesiadują te same osoby. Na takich imprezach jak np. „Dni o Kościele”, na których mieliśmy okazje wystąpić w styczniu tamtego roku, odczuwa się wyjątkową atmosferę. Ludzie wyciągają ręce, śpiewają z Arturem fragmenty Pisma. Lubię grać takie imprezy lecz jest to pójście na łatwiznę. Zdecydowanie trudniej zagrać w zadymionym pubie dla często lekko podchmielonych słuchaczy. Na tę chwilę na szczęście nie spotkaliśmy się z żadnymi przykrymi incydentami ze względu na nasz przekaz. Czytając wywiad z Tomkiem Budzyńskim w książce Jakimowicza pt. „Radykalni” można lepiej zgłębić ten problem. Wokalista Armii opisuje tam kilka niemiłych incydentów, które spotkały go na i po koncertach, z powodu jawnego manifestowania wiary w Jezusa Chrystusa.

- Jak układa się z innymi zespołami? Nie ma konfliktów? Wspieracie się?
- Generalnie staramy się żyć z każdym dobrze. Nie spotkaliśmy się z jakimiś przejawami niezdrowej konkurencji. Mamy dobry kontakt z Darkiem Malejonkiem, legendarnym wokalistą Houka, a dzisiaj Maleo Reggae Rockers, Izrael i 2tm2,3. Darek zgodził się wystąpić na naszej płycie, co jest dla nas wielkim wyróżnieniem. Wsparcie tak doświadczonego i znanego muzyka jest dla amatorskiego zespołu bardzo ważne. Chciałbym również z tego miejsca podziękować Mirasowi z Full Power Spirit - hiphopowego składu z dobrym przesłaniem. Miras również zapodał swoje rymy na naszym krążku.

- Czy obecną sytuację w Polsce nazwałbyś poważnym kryzysem wiary?
- Poważnym może nie, lecz trzeba trzymać rękę na pulsie. Nie chciałbym wchodzić w politykę, ale uważam że zaczyna się dziać niedobrze. Młodzi ludzie chcą na siłę być nowocześni. Popierają lewackie ugrupowania szerzące jawną marginalizacje Kościoła w życiu publicznym. Wartości ważne dla Katolika są teraz wyśmiewane, coraz częściej liderzy tych ugrupowań ośmielają się podnosić rękę na krzyż. Nawet w moim mieście, Wadowicach, zdarzają się ataki na postać bł. Jana Pawła II. Nie nazwał bym tego zjawiska kryzysem wiary lecz zaplanowanym działaniem pewnych środowisk.

- Gdybyś mógł zaprosić na obiad 3 dowolne osoby, z dowolnych epok, kto by to był?
- Ciekawe pytanie... Pewnie wszyscy uznają że to oklepane, ale najważniejszą dla mnie osobą na pewno byłby bł. Jan Paweł II. Nigdy nie miałem okazji być blisko niego. Gdy odszedł poczułem wielką stratę, porównywaną do śmierci kogoś z rodziny. Druga osoba to śp. Prezydent Lech Kaczyński, człowiek o wielkiej charyzmie i mądrości. Trzecia osoba jest związana już ściśle z moją pasją. Byłby to Dave Weckl, geniusz perkusji.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Jan Lorek

źródło: Wiadomości Powiatowe



Autor: jl