Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Afera obwarzankowa

Treść

Echa publikacji w "Dzienniku Polskim"

Krakowianka Marta Dziurgot, właścicielka firmy, która jeszcze niedawno sprzedawała obwarzanki na ulicach Wadowic, zapowiada, że już wkrótce te wypieki wrócą do papieskiego miasta. Mają być sprzedawane z nowych, eleganckich stoisk. Również ich transport będzie odbywał się w cywilizowanych warunkach.

Marta Dziurgot skontaktowała się z nami po naszych publikacjach, po których - jak się okazuje - sanepid stwierdził wiele uchybień w sposobie transportu oraz handlu obwarzankami i zakazał ich sprzedaży na terenie Wadowic. Kobieta ma żal do inspektorów z sanepidu, że uczepili się akurat jej, podczas gdy w Wadowicach obwarzanki sprzedaje kilka firm.

- Sanepid kontrolował mnie 23 maja - krakowianka pokazuje kopie protokołu z tej kontroli. - Nie stwierdził wówczas żadnych uchybień. Niedługo potem, po publikacjach w "Dzienniku", okazało się, że wszystko jest źle i nagle zakazano mi sprzedaży. To jakaś paranoja. Przecież przez tak krótki okres w działalności firmy nic się nie zmieniło!

Marta Dziurgot przyznaje, że nie zgadza się ze wszystkimi argumentami sanepidu. - Zgadzam się tylko z jednym - że transport obwarzanków odbywał się w niewłaściwych warunkach. Woziliśmy je jakiś czas samochodem osobowym, bo właściwy się zepsuł. Teraz na pewno już tak nie będzie, będziemy mieć samochód odpowiadający standardom. Na pewno wrócimy na ulice Wadowic - zapowiada Marta Dziurgot.

Co na to sanepid? - 23 maja transport obwarzanków, do którego mieliśmy później najwięcej uwag, nie był przedmiotem naszej kontroli. Przyjrzeliśmy się mu dopiero po publikacjach w "Dzienniku" - mówi Krystyna Kozik, szefowa wadowickiego sanepidu.

Firma Marty Dziurgot już wkrótce ma wrócić na ulice Wadowic z nowymi wózkami, czyli przenośnymi stoiskami, z których sprzedaje się obwarzanki. - Te dotychczasowe były tylko tymczasowe. Kupiłam je od pewnej osoby, która zrezygnowała z handlu na ulicach. Teraz będą nowe, ładne wózki. Aż przyjemnie będzie z takiego stoiska kupić obwarzanki - zachęca krakowianka.

(GM)
Naszym zdaniem

Jeden z wadowickich dziennikarzy żąda, by obwarzanki, mimo że pojawiły się wątpliwości co do higieny ich transportu i sprzedaży, natychmiast zostawić w spokoju. Niech dalej będą sprzedawane tak, jak dotychczas, byle turyści mieli uciechę i atrakcję. Dziennikarz relacjonuje, że zakazem sprzedaży oburzeni są turyści, którzy podobno przyjeżdżają do Wadowic po... obwarzanki, bo w Krakowie przed dworcem już ich zabrakło. Choć to niesamowite, turyści wsiadają podobno do papieskiego pociągu, po godzinie są już w Wadowicach i wreszcie tu mogą się najeść precli do woli.

Ciekawe, czy dziennikarz byłby równie oburzony, kiedy sanepid stwierdziłby jakieś uchybienia przy sprzedaży kremówek? O papieskich ciastkach to pewnie napisze, że sanepid sprawdza, w jakich warunkach są sprzedawane i skrupulatnie wyliczy, jeśli sanepid stwierdzi jakieś uchybienia. W razie czego ogłosi wielkimi literami: "Kremówki z salmonellą".

Czy obwarzanki mają jakieś inne przywileje, poza tym, że są krakowskie? Nie. Nie są z plastiku. To tak samo wyrób spożywczy. Nie można ich zatem sprzedawać z brudnych stoisk, a sanepid uważa, że tak było w tym przypadku. Nie można ich przewozić w niezbyt higienicznym bagażniku samochodu osobowego luzem. Na razie, całe szczęście, nie doszło do żadnego zatrucia, a dzięki naszym publikacjom są szanse, że obwarzanki będą sprzedawane w Wadowicach w lepszych warunkach.

MIROSŁAW GAWĘDA

Autor: Dziennik Polski