Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ambicje i fakty

Treść

Burmistrz Andrychowa Jan Pietras podjął w tym tygodniu decyzję, która może zaważyć na jego dalszej karierze politycznej. Mógł zostać posłem na Sejm RP. Powiedział "nie". Pozostaje więc w Andrychowie. Na jak długo?

Przed ostatnimi wyborami samorządowymi chyba nawet najwięksi optymiści ze sztabu wyborczego Jana Pietrasa nie przypuszczali, że będzie tak łatwo. W pierwszej turze głosy prawicowego elektoratu rozłożyły się na trzy osoby. Jan Pietras, który otrzymał z tej trójki najwięcej głosów, starł się w drugiej turze z kandydatem lewicy - Markiem Drożdżem. Wynik tej potyczki był w prawicowym Andrychowie do przewidzenia: Pietras wygrał zdecydowanie.

W mieście dręczonym przez 20-procentowe bezrobocie, brak mieszkań i korki, głównym przegranym okazał się rządzący od 13 lat burmistrz Tadeusz Woźniak. Jego ludzie uzyskali jednak przyzwoity wynik, uzyskując jedną trzecią miejsc w 21-osobowej Radzie Miejskiej.

Nie zadzierać

Jeszcze przed wyborami i tuż po nich niektórzy twierdzili, że wybór pomiędzy Pietrasem, a Drożdżem to - z politycznego punktu widzenia - wybór pomiędzy złym a gorszym. Dlaczego?

Pietras od początku lat 90. lawirował w lokalnej polityce - najpierw był współzałożycielem Komitetu Obywatelskiego, z ramienia którego w pierwszej kadencji został radnym miejskim. Na kolejny polityczny sukces musiał czekać blisko 10 lat, po drodze dwukrotnie przegrywając w wyborach różnego szczebla.

Gdy bracia Kaczyńscy założyli Prawo i Sprawiedliwość, Pietras przypomniał, że "w czasach PRL nie należał do żadnej organizacji, ani też nie pełnił żadnej funkcji kierowniczej" - i szybko odnalazł się w nowych realiach. Został pierwszym pełnomocnikiem nowej partii w powiecie wadowickim. W 2001 roku spróbował sił w wyborach parlamentarnych i - po latach nieobecności - o mało nie został posłem. Ostatecznie zajął drugie miejsce za Adamem Bielanem. Przez kolejny rok dyrektorował podstawówce w Zagórniku i nie był zbytnio widoczny na politycznej scenie. Niektórzy mówią, że to dobrze, bo nie zdążył zrazić elektoratu ów elektorat - ponad 4 tys. osób - postawił na niego w wyborach samorządowych.

Byli bliscy współpracownicy Jana Pietrasa twierdzą, że burmistrzowanie nie do końca zaspokaja jego ambicje: - Jego marzeniem jest rządzić, ale na wyższym szczeblu. Ma duże ambicje polityczne i dąży do celu więcej niż zdecydowanie, nie patyczkując się z niektórymi współpracownikami i traktując ich, delikatnie mówiąc, nieprzyjemnie. Stanowisko burmistrza to sprawdzian z umiejętności. Jak się nie sprawdzi, to straci poparcie i popadnie w niebyt. Już traci - mówi jeden z nich.

Wielu obserwatorów lokalnej sceny politycznej twierdzi, że burmistrz sunie w dół po równi pochyłej. Ale nikt pod imieniem i nazwiskiem nie zdradzi publicznie swojej opinii. - Polityka w małym Andrychowie, to jest stąpnie po cienkim lodzie. Tutaj wystarczy jedno niewłaściwe słowo, a konsekwencje mogą być poważne - tłumaczą.

Przekonał się o tym między innymi były burmistrz Tadeusz Woźniak, który w listopadzie ub. roku ośmielił się wystawić recenzję burmistrzowi za pierwszy rok kadencji. Ten, powołując się na mandat społeczny, na kolejnej sesji nie zostawił na swoim poprzedniku suchej nitki.

Jedno jest pewne: by utrzymać swych wyborców, Pietras potrzebuje spektakularnych sukcesów, o które w pogrążonym od lat w kryzysie Andrychowie niezwykle trudno. I na razie, po prawie dwóch latach rządów Pietrasa, po prostu ich nie ma. Brak mieszkań dla 400 oczekujących, bezrobocie nie spada, korki na głównej arterii miasta nadal są takie same, jak przed wyborami, a może nawet bardziej uciążliwe.

Buduje się za to dużo kolatorów ściekowych, realizuje inwestycje oświatowe, powstają nowe chodniki, łatane są drogi. Lecz - jak pokazały ostatnie wybory - takie inwestycje nie robią na ludziach wrażenia. I na pewno nie przyniosą wyczekiwanego przełomu.

Faktem jest, że rozwiązanie wielu palących problemów miasta nie leży w kompetencjach burmistrza i przekracza jego możliwości. Ale i tak to on odpowie przy najbliższych wyborach za większość nie załatwionych spraw i niepowodzeń.

Szanse na realizację najważniejszych zadań, np. miniobwodnicy miasta, magistrat upatruje w kredytach i funduszach unijnych, których - na razie - jakoś nie udało się przyciągnąć do Andrychowa. Burmistrz jednak nie traci nadziei i - bywa - sprytnie gra na emocjach radnych. - Na jednej z sesji poinformował, że wniosek dotyczący dofinansowania obwodnicy z kasy UE w gronie 270 innych wniosków figuruje na wysokiej drugiej pozycji. Tak rzeczywiście było, ale wcale to nie świadczy o tym, że nasz wniosek od razu zostanie dofinansowany. Bo on był drugi w kolejności... alfabetycznej! - mówi jeden z andrychowian.

Decyzje

Pietras wywołuje w mieście ostre kontrowersje. Już w pierwszych miesiącach sprawowania funkcji powymieniał osoby na stanowiskach kierowniczych w gminnych instytucjach. Równocześnie nade wszystko stara się pilnować swojego wizerunku, ale robi to nieporadnie. Dość szybko zrobił porządki w utrzymywanej w budżetu miasta gazecie samorządowej, która pisze teraz "jak należy". - Najchętniej by się was wszystkich pozbył - mówi o dziennikarzach niezależnych mediów jeden z radnych, który błaga, by nie podawać jego nazwiska.

Wbrew deklaracjom wyborczym, co niektórzy skrzętnie zauważają, burmistrz nie zawsze słucha wyborców. Rok temu podpisany przez ok. tysiąc osób wniosek o sprzedaż mieszkań komunalnych z wysoką bonifikatą powędrował do kosza. Burmistrz przygotował swój projekt, ofiarując mieszkańcom 80-procentową ulgę. Efekt jest taki, że w ciągu roku spośród 900 lokali sprzedano kilkadziesiąt. - A miało być wielkie uwłaszczenie. Wniosek społeczeństwa nie przeszedł, bo ja między innymi zbierałem podpisy. To zemsta - uważa andrychowian Marek Wieroński, powiatowy rzecznik praw konsumentów w Wadowicach, który w przeszłości - jak mówi - blisko współpracował z Pietrasem i współorganizował jego kampanię wyborczą. - Chcieliśmy dać szansę mieszkańcom, by choć trochę poczuli się na swoim. Wysoka ulga była wskazana, bo sytuacja materialna najemców lokali komunalnych jest trudna. W jaki sposób rodzina, która ma półtora tysiąca miesięcznego dochodu, ma wyłożyć 20 tys. zł na wpłatę 20-procent wartości mieszkania?

"Nie" dla Wiejskiej

Od kilku miesięcy Jan Pietras miał dylemat. Nadarzyła się okazja przeprowadzki do Sejmu, gdzie miałby zająć fotel po Adamie Bielanie, pewniaku PiS-u w Eurowyborach. Musiałby jednak zrezygnować z burmistrzowania. W ostatnią niedzielę pewniak Bielan rzeczywiście wywalczył bilet do Brukseli, osiągając drugi wynik w okręgu - i Pietras dostał mandat poselski na tacy. We wtorek oznajmił jednak, że pozostaje w Andrychowie. - Wybór był trudny, ale zdecydowały obowiązki wobec lokalnych wyborców. Uzyskany mandat burmistrza upoważnia mnie do podejmowania ważnych decyzji w celu rozwiązywania spraw społecznych i gospodarczych, których wiele jeszcze do rozwiązania pozostało w naszej gminie - tłumaczy burmistrz.

Tak naprawdę jednak wszyscy uważają, że na decyzji burmistrza w oczywisty sposób zaważyła obecna sytuacja w parlamencie, który przetrwa w najlepszym razie rok, a najpewniej - ledwie dwa miesiące. Kto by się więc rozstawał z ciepłą i dobrze płatną posadką na rzecz niepewnego miejsca pośrodku politycznego chaosu?

- No i kto poparłby Pietrasa w kolejnych wyborach do Sejmu? - pytają praktycy - By na kogoś zagłosować, ludzie muszą mieć argumenty, widzieć, że kandydat jest coś wart. A do tej pory Pietras nie pokazał dosłownie nic. No, może poza kilkoma medialnymi skandalami. Kierowanie gminą to jednak coś więcej niż kierowanie podstawówką.

MirosŁaw Gawęda


Autor: Dziennik Polski