Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bili głową w mur

Treść

Skawę Wadowice od beniaminka z Kwaczały dzielą teoretycznie dwie klasy, ale na boisku gospodarze byli wręcz bezradni. Nie przypominają zespołu, który niedawno grał w IV lidze

Największą niespodzianką środowej serii spotkań wadowickiej "okręgówki" była porażka na własnym boisku Skawy Wadowice 0-1 (0-1) z beniaminkiem z Kwaczały. Podopieczni Janusza Suwady wciąż nie mogą jesienią przełamać się u siebie.

- Musimy chyba wystąpić do wadowickiego podokręgu, by z urzędu rozpisał nam tylko wyjazdowe mecze - Janusz Suwada, trener Skawy, po meczu starał się nieco rozładować nastrój przygnębienia, panujący w drużynie. - A tak już na poważnie, to zastanawiający jest fakt, jak chłopcy w ciągu trzech dni mogą przejść tak niekorzystną metamorfozę. Przecież trzy dni wcześniej, w klasyczny sposób wypunktowaliśmy w Sułkowicach miejscowego Znicza. Tymczasem wiodący gracze nie potrafią utrzymać wysokiej formy. Tutaj jest największy ból - twierdzi Janusz Suwada.

W pierwszej połowie wadowiczanie wypracowali sobie przynajmniej sześć pozycji bramkowych. - Co z tego, skoro nic nie wpadło do siatki - podkreśla Janusz Suwada. - Kiedy zmarnowaliśmy 2-3 sytuacje, zawodnicy zaczęli grać nerwowo. Jedna sytuacja gości sprawiła, że nieszczęście było gotowe. W przerwie dokonałem korekt w ustawieniu. Widząc zapędy Żurka do przodu, przesunąłem go do drugiej linii natomiast jego miejsce na stoperze zajął Śliwa. Impetu wystarczyło nam jednak na kwadrans. Szczęścia zabrakło Praciakowi z Nazarewiczem. Szkoda porażki, bo była szansa zbliżenia się do czołówki. Przecież zarówno Górnik, Janina Libiąż, jak i Marcówka, potraciły punkty - kończy Janusz Suwada.

Z kolei Unia Kwaczała, przed wyprawą do Wadowic, miała w pamięci porażkę na własnym boisku 0-5 z Beskidami Andrychów. - Było to bliźniacze spotkanie - uważa Jan Chylaszek. - Wadowiczanie, podobnie jak andrychowanie, także na nas siedli. Gdyby szybko nas trafili, pewnie byśmy "pękli". Strzelenie gola wyzwoliło w nas dodatkową mobilizację. To zwycięstwo pozwoli chłopcom uwierzyć we własne możliwości. Po ostatnich porażkach widać było u nich zwątpienie. Wszystko przez to, że szczęście uśmiechało się zawsze do przeciwników. Teraz role się odwróciły. Przypuszczam, że gospodarze przed meczem dopisali sobie komplet punktów oraz podzielili strzelecki łup. Takie podejście do sprawy bywa zgubne. To już jednak nie moje zmartwienie - dodaje Jan Chylaszek.

(zab)

Autor: Dziennik Polski