Czekając na wielką wodę
Treść
Mieszkańcy kilkunastu gospodarstw, położonych w widłach rzek Skawa i Kleczanka w gminie Wadowice, modlą się, by nie było niespodziewanych opadów deszczu. Po nocach śni im się niedawna powódź. Tymczasem jeden z sąsiadów zasypuje ziemią teren w międzywalu, gdzie gromadzi się nadmiar wody.
Zagrożenie jest realne. Wały przeciwpowodziowe są w fatalnym stanie. Rośnie na nich wysoka trawa i obywatele nie przypominają sobie, by je ktokolwiek wzmacniał. Co więcej - część fosy, która ma odprowadzać nadmiar wody, jest zasypana.
- Sami oczyściliśmy część fosy, jakieś 30 metrów, żeby odpływała przynajmniej deszczówka po opadach - mówi Robert Zemanek, przewodniczący Rady Osiedla nr 2 w Wadowicach.
Zaskawie to dzielnica Wadowic między dwoma rzekami - Skawą z lewej i Kleczanką z prawej. Położona na peryferiach Wadowic nigdy nie była oczkiem w głowie lokalnych władz. Kiedy osiedle ucierpiało podczas powodzi w 2001 roku, z pomocą przyszło mieszkańcom tylko lokalne pismo regionalne "Nad Skawą" i gmina... Oława, gdzie zorganizowano zbiórkę darów dla powodzian. Przyjechały wówczas meble, ubrania, sprzęty domowe, pasza dla zwierząt i ziarno na siew. Z zalanego terenu zabrano także do Oławy 40 dzieci na wypoczynek. Mieszkańcy twierdzą, że z Wadowic dano puste wówczas jedynie worki, do których sypano piasek, służący do budowy prowizorycznych umocnień.
- Wystarczyło 15 minut, żeby powodź ogarnęła wszystko. W niektórych miejscach woda sięgała do okien. Tak było przez cztery dni. Potem powoli na osiedle wracało życie. Jednak żywioł zniszczył całkowicie plony w 17 gospodarstwach. W niektórych miejscach lustro wody było metr nad kłosami - mówi Beata Korzeniowska.
Takich spustoszeń dokonała rzeczka Kleczanka, tocząca zazwyczaj leniwie swoje wody. A to dlatego, że część wody z opadów cofnęła się jej korytem, przelała przez wał i wdarła do domostw.
Teraz obywatele boją się, że sytuacja sprzed kilku lat może się znów powtórzyć. Dlaczego? Oto zauważono, że od dwóch lub trzech miesięcy ulicą Sportową jeżdżą ciężarówki z piaskiem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo w osiedlu budowana jest kanalizacja, ale wywrotki wysypywały piasek pomiędzy wałami powodziowymi.
- Naliczyliśmy kilkanaście samochodów. Jak się okazało - jeden z sąsiadów, który mieszka na terenie niezalewowym i który nie ucierpiał podczas poprzedniej powodzi, a który użytkuje pole w międzywalu, kazał tam sypać ziemię. To skandal! Przecież tego robić nie wolno! Gdzie popłynie teraz woda? Do naszych domów?! - mówi jeden z mieszkańców.
Mieszkańcy kilkakrotnie prosili sąsiada, żeby zastanowił się, co robi. Ten jednak nie ustąpił. - Przyjechał spychacz i zaczęli rozgarniać tę ziemię. Poprosiłam wówczas o pomoc znajomego. Uciekli ze sprzętem przez wał i pola - mówi Beata Korzeniowska.
Ludzie postanowili wziąć sprawy we własne ręce. Na Zaskawiu rozegrały się sceny jak z filmu kryminalnego. - Zajechałem mu drogę autem, ale spieprzył. Goniłem dziada, ale po polach "osobówką" nie dam rady - mówi wezwany na pomoc, który chciał dokonać obywatelskiego zatrzymania.
W sukurs mieszkańcom przyszła też policja, którą udało się wezwać w ostatniej chwili. - Odebraliśmy zgłoszenie, ale zanim przyjechaliśmy, to sprawców już nie było. Wezwaliśmy technika. Wszystko zostanie sfotografowane i zmierzone. Więcej będzie można powiedzieć po śledztwie - mówią policjanci.
Ewentualnym zalaniem na tym terenie zagrożonych jest blisko 800 mieszkańców i kilkanaście hektarów upraw.
(RASZ)
Autor: Dziennik Polski