Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dobrodzieje czy sępy

Treść

Wszyscy dobrodzieje działali według tego samego schematu. Proponowali "pomoc" Domowi Dziecka w Radoczy koło Wadowic. Potrzebne im było tylko upoważnienie dyrekcji placówki, by występować do firm o pomoc dla niej. Firmy dawały pieniądze. Problem w tym, że jak dotąd, żaden z dobrodziejów nie rozliczył się z zebranych środków...

Pierwszym "dobrodziejem" była tarnowska Agencja Artystyczna Artmar. Wiosną zorganizowała w Wadowicach występ znanego kabaretu. - Zaproponowała, że w naszym imieniu zwróci się do firm z prośbą o wsparcie organizacji występu, w zamian za co część dochodu przeznaczona zostanie na potrzeby Domu Dziecka. Propozycja wydawała się atrakcyjna. Wiadomo - u nas się nie przelewa. Szukamy pieniędzy u sponsorów - mówi Adam Bandoła, dyrektor Domu Dziecka.

Problem pojawił się po imprezie, kiedy Artmar przesłał do Domu Dziecka listę z adresami firm, które przekazały pieniądze na organizację. Dyrektor obiecał, że wystawi oficjalne podziękowania - i wystawił. Kiedy jednak upomniał się o część dochodów z występu - przedstawiciele agencji, jak mówi, "zaczęli kręcić". - I "kręcą" już ponad pół roku. Obiecywanych pieniędzy nie ma - żali się dyrektor.

Dziś nie ma wątpliwości, że agencja wykorzystała wizerunek placówki, by zyskać uznanie sponsorów - i pieniądze. - Ile dostała, podpierając się naszym wizerunkiem - nie wiadomo. Upominaliśmy się o swoje kilkanaście razy. Bez skutku.

Kolejną próbę rozmowy z Markiem Radwanem, dyrektorem Impresariatu Agencji Artmar, dyrektor podejmuje w obecności reportera "Dziennika". Dwukrotnie dzwoni na komórkę tarnowianina - z telefonu Domu Dziecka. Impresario nie odbiera. - Nasz numer im się wyświetla i nie odbierają - tłumaczy dyrektor. Minutę później dzwoni jeszcze raz - tym razem z własnej komórki. Połączenie dochodzi do skutku. Rozmówca jest wyraźnie zaskoczony. - Tak, znam waszą sprawę. W poniedziałek przed południem zadzwonię do pana z konkretami - zapewnia.

Dyrektor jest przekonany, że to kolejna obietnica bez pokrycia. I ma rację. W umówiony poniedziałek nikt z Artmaru nie zadzwoni do Radoczy.

Próbowaliśmy się skontaktować z Markiem Radwanem, ale jego telefon milczał. Wyłączony został również stacjonarny telefon Agencji. Co się stało z pieniędzmi z występu i czy obiecywane dla Domu Dziecka fundusze kiedyś zostaną przekazane?

- Popełniliśmy błąd. Nie podpisaliśmy umowy - przyznaje Bandoła.

Wie, co mówi, bo to nie jedyny przypadek z ostatnich miesięcy. Kiedy prowadził intensywne rozmowy z Artmarem, w Radoczy pojawiły się kolejni dobrodzieje, działający według identycznego schematu. Najpierw zadzwonił przedstawiciel śląskiej agencji wydawniczej Histograf. Zaoferował przekazanie map historycznych. Warunek: Dom Dziecka musi upoważnić firmę do zbierania funduszy na sfinansowanie wydawnictwa, a następnie skierować podziękowania do darczyńców. Kilka map historycznych w końcu dotarło do Radoczy. Dotarła również lista firm, którym Dom dziecka musiał podziękować. Ile kosztowało wydawnictwo? Ile przedsiębiorcy wpłacili pieniędzy, słysząc o akcji dla Domu Dziecka? Do dziś nie wiadomo.

Z kolei Wydawnictwo Kartograficzne z Katowic, wyspecjalizowane w wydawaniu ściennych map szkolnych, poszło na całość: - Odebraliśmy telefon, że właśnie idzie do nas przesyłka z mapami i że trzeba skierować podziękowania na ręce sponsorów, którzy przekazali pieniądze na te mapy. Ja pytam - jakim sponsorom? Kto was upoważnił do zbierania pieniędzy w naszym imieniu?! - relacjonuje dyrektor.

Ostatnio pojawiły się kolejne oferty "pomocy". Dyrektor nie skorzystał.

Sprawdziliśmy, jak reagowali przedsiębiorcy poproszeni o pomoc dla Domu Dziecka. - Zadzwonił do nas ktoś mówiąc, że zbiera pieniądze dla Domu Dziecka. Pytał, ile możemy wpłacić. Nie jesteśmy dużą firmą, ale dzieciom możemy pomóc, więc zaoferowaliśmy 50 zł. Później dostaliśmy fakturę - opowiada Alicja Bisaga z firmy "Handel Artykułami Spożywczymi" w Wadowicach.

Podobne telefony wykonaliśmy do kilkunastu innych przedsiębiorców z powiatu, którzy również włączyli się w akcję pomocy dla Domu Dziecka. Większe firmy wpłacały nawet po kilkaset złotych. Większość chce zachować anonimowość, nie ukrywając, że dali się nabrać. A Dom Dziecka nie otrzymał ani złotówki.

- Gdy zorientowaliśmy się, że ta sprawa to jakieś oszustwo, obdzwoniłem wszystkie firmy z "listy sponsorów" odradzając wpłat. Nie wiemy, ile przedsiębiorcy przekazali pieniędzy. Ile kosztowały mapa, ile kosztował spektakl? Mam tu listę 17 firm. Niech będzie, że łącznie wpłaciły 3 tys. zł. Czy kilka map, które dostaliśmy, jest warte aż tyle? Jeśli ktoś tak żeruje na Domu Dziecka, to dla mnie jest to haniebne - ocenia dyrektor.

Jak to widzą "darczyńcy"? Z pierwszym - Agencją Artystyczną "Artmar" - w ogóle nie udało nam się skontaktować, bo milczą wszystkie telefony. W katowickim Wydawnictwie Kartograficznym telefony są odbierane, ale również nikt w ostatnich dniach nie chciał nam udzielić informacji. Swoje stanowisko przedstawił jedynie Andrzej Sznicer z wydawnictwa Histograf.

Przyznaje, że Dom Dziecka w Radoczy nie jest jedynym, z którym jego firma współpracuje. - Prowadzimy przejrzystą politykę - zapewnia. - Dotychczas nikt się nie skarżył. Sytuacja domów dziecka jest ciężka. Nie stać ich na zakup pomocy naukowych. Dlatego pojawiła się propozycja, by wydanie map dla domów dziecka sfinansowały okoliczne dla tej placówki firmy. My do nich dzwoniliśmy przedstawiając sytuację i zachęcając do współpracy. Jeśli firma wyrażała wolę wsparcia, wysyłaliśmy fakturę. Płatność miała następować w momencie, kiedy dyrektor Domu Dziecka wystawił pisemne podziękowanie za wsparcie, co zarazem potwierdzało, że mapy dotarły.

Sznicer mówi, że firmy wykazują się różną hojnością. Niektóre przekazują 30 zł, a inne 300 zł. - Uzbierana suma pokrywa koszty wydania map - przekonuje dodając, że jedna mapa kosztuje od 125 zł do 150 zł: - Z Wadowic cztery firmy weszły z nami we współpracę. Nie zarobiliśmy na tym ani złotówki.

Zapytaliśmy, co sądzi o twierdzeniach dyrektora Domu Dziecka, jakoby m. in. jego wydawnictwo wykorzystywało logo placówki dla własnych korzyści. - Na przeprowadzenie akcji uzyskaliśmy zgodę dyrektora. Mieliśmy dostarczyć mapy w zamian za podziękowania dla sponsorów - odpiera zarzut Sznicer.

Dyrektor wie jednak swoje: - Nie będziemy już korzystać z niczyich usług. Chcę ostrzec innych przed takimi dobrodziejami.

MirosŁaw Gawęda

Zdaniem rzecznika

Marek Wieroński, rzecznik praw konsumenta w Wadowicach: - Jeżeli ktoś zbiera pieniądze na jakiś cel, nie mając pozwolenia, popełnia przestępstwo. Jeśli ktoś zwraca się o pieniądze, obiecuje, a później znika, to jest to forma wyłudzenia.

Autor: Dziennik Polski