Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dobrze, że się zmieniają

Treść

Mimo słabszej postawy piłkarzy Żarka Barwałd, remis był w ich zasięgu w meczu przeciwko Babiej Górze

Nie da się ukryć, że wiosna jest niezła w wykonaniu piłkarzy Żarka Barwałd, którzy bardzo szybko odbili się od dna ligowej tabeli. Jednak trener Bogusław Jamróz nie spodziewał się, że jego zespół przegra 1-2 (1-1) na własnym boisku z Babią Górą Sucha Beskidzka.

Ta porażka kosztowała piłkarzy Barwałdu spadek o jedno miejsce w tabeli wadowickiej "okręgówki". Obecnie zajmują 12. pozycję, mając 5 punktów straty do dziewiątego Gromca oraz tyle samo punktów przewagi nad czternastą Stanisławianką. - Wiosną na swoim koncie mamy już dwa zwycięstwa, dwie porażki i remis - wylicza trener Żarka Bogusław Jamróz. - Właśnie ostatni remis, o który walczyliśmy w środę, w zaległym spotkaniu z 1. kolejki z Malcem, kosztował nas sporo sił. To była typowa ligowa młócka. U bramkarza Rusinka zachodzi podejrzenie naderwania mięśnia, więc tym razem między słupkami naszej bramki stanął Filek. Myśliwiec z kolei miał opuchniętą kostkę. Poza tymi urazami, pozostali zawodnicy "czuli w nogach" trudy tamtego spotkania, ale jakoś grać było trzeba - dodaje szkoleniowiec.

Trener nie winił bramkarza za utratę szybkiej bramki. - Tak nieszczęśliwie wybijałem piłkę, że trafiłem nią w plecy Cichego i ta wpadła do siatki - podkreśla Bogusław Jamróz. - Jednak szybko doprowadziliśmy do remisu, a gola strzelił Stawowy. W pierwszych meczach naszym egzekutorem był Maciusiak, ale cieszę się z wymienności funkcji moich piłkarzy. Gdybyśmy mogli liczyć tylko na Maciusiaka, wtedy rywale łatwo mogliby nas rozszyfrować. Jednak Maciusiak dorzucił swoją cegiełkę do zdobycia gola, bo to po jego zagraniu Stawowy dopełnił formalności. Dobre podanie czasem jest ważniejsze niż sam strzał. Jednak musi być także ktoś, potrafiący wepchnąć piłkę do siatki. Faktem jest, że zagraliśmy trochę słabiej niż w środowym spotkaniu przeciwko Malcowi, ale nie zmienia to faktu, że mogliśmy się pokusić o punkt. Pozbawił go nas W. Kołodziej, któremu wyszedł strzał życia. Teraz czeka nas wyprawa do Andrychowa - kończy Bogusław Jamróz.

(zab)

Autor: Dziennik Polski