Dziury i pismaki
Treść
Za co płacimy samorządowcom
Stanowiska i uchwały, potępiające dziennikarzy, a nawet grożenie "pismakom" przez działaczy samorządowych i rady gmin - to wszystko niemal codzienność w niektórych małych miastach. Ostatnio przykład dali radni z Wadowic.
Dziennikarze to "ulubieńcy" władzy. Samorządowcy mogą się na nich powyżywać za "błędy i wypaczenia" - i robią to chętnie. Cóż za rozkosz dołożyć "tym ze szmatławców" za to, że nie umieją pisać, mają brudne paluchy, z których ssą wszystko jak leci, czyli - mówiąc wprost - łżą jak psy. Tak, jak w "Misiu", czujny aktyw mówił: "parówkowym skrytożercom stanowcze nie", tak i krewcy radni lubią powiedzieć pismakom: "do budy". Przy okazji ciekawe, że rzadko dotyczy to pracowników informatorów, wydawanych przez samorządy - za pieniądze podatników. Tam zwykle wszystko napisane jest "dobrze" (czytaj: po myśli władzy)...
W Kalwarii kilka lat temu radni ustanowili niepobity do dziś rekord - uznali dziennikarza niezależnego tygodnika regionalnego za "persona non grata" w gminie i przyjęli w tej sprawie stosowną uchwałę (!). O co poszło? W skrócie o to, że napisał źle o dziurawej drodze. W Wadowicach czy w Andrychowie - gdzie swego czasu doszło nawet do, jak by to ujęła większość radnych, słowno-cielesnej napaści burmistrza na dziennikarza, temat niezależnych mediów pojawia się niemal na każdej sesji. Samorządowcy, zamiast zastanawiać się, dajmy na to, skąd wziąć pieniądze na dziurawe drogi, z zapałem wytrawnych prasozwnawców recenzują artykuły, w których się o tych dziurawych drogach pisze. To mniej więcej tak, jakby hydraulik, któremu zapłaciliśmy za naprawę cieknącego kranu, wciskał nam zamiast tego... własną rymowankę o walorach wody. My, podatnicy, płacimy samorządowcom ciężkie pieniądze za rozwiązywanie rzeczywistych problemów. Ale wielu z nich uważa, że najważniejszym problemem są dziennikarze...
Kilka dni temu my, podatnicy, zapłaciliśmy członkom Rady Miejskiej w Wadowicach za godzinną dyskusję o tym, co począć z naszym redakcyjnym kolegą - Robertem Szkutnikiem. Poszło o majowy felieton, w którym - zdaniem samorządowców - autor zawarł stwierdzenia "kłamliwe i obrażające ich i całą społeczność". Autor napisał m.in., że poczuł woń alkoholu podczas koncertu w Wadowicach. Rzecznik prasowy magistratu wystosował do redakcji "sprostowania/odpowiedzi", które - za sprawą wybitnie dobrej woli redakcji - zostały przez nas opublikowane. Ludzie przeczytali, mogli sobie wyrobić opinię. Ale mylił się ten, kto myślał, że sprawa jest załatwiona! We wtorek Rada uchwaliła stanowisko, potępiające reportera.
Radny Marek Ciepły poczuł się urażony do tego stopnia, że przedstawił kolegom fakty z życia prywatnego. Stwierdził mianowicie, że alkoholu nie pije dokładnie od 4 lat i 15 dni (gdzie on to notuje?!) i dlatego jest wrażliwy na zapach ETOH. Takowego podczas majowego koncertu nie wyczuł.
W wadowickim magistracie problem tekstu urósł już do rangi społecznej. Urzędnicy zaczęli zbierać podpisy, a kilka dni temu z oficjalnym stanowiskiem Rady delegacja samorządowców odwiedziła redaktora naczelnego "Dziennika Polskiego". Czy na tym się skończy? Pewnie nie. Stanisław Kotarba, rzecznik magistratu, a zarazem radny powiatowy, zapowiada, że - mimo, iż sprawa została wyjaśniona na łamach - będzie dowodził "swojej czystości" i honoru miasta nawet przed sądem.
Oczywiście, można próbować zapychać dziury w drodze... reporterami niepokornych gazet. Ale czy skutecznie?
(GM)
Autor: Dziennik Polski