Dzwonił z firmy
Treść
Autor bombowego alarmu w wadowickim sądzie
Wadowicka policja obiecuje, że nie popuści sprawcom fałszywych alarmów bombowych, które w ostatnich tygodniach dwukrotnie postawiły na nogi wszystkie służby ratunkowe. Jednego już zatrzymano. Drugi żartowniś był na tyle bezczelny, że z fałszywą - jak się okazało - "bombową" informacją zadzwonił z telefonu firmy, w której pracuje.
Kilka tygodni temu policjanci zatrzymali już sprawcę fałszywego alarmu bombowego w szkole w Nidku. Okazał nim się uczeń tej szkoły, który myślał, że dzwoniąc z telefonu komórkowego swojego kolegi, nic mu nie grozi. Policjanci go jednak namierzyli i już sporządzili wniosek o ukarania nastolatka do sądu dla nieletnich. Kilka dni później alarm bombowy miał miejsce w wadowickim sądzie. Anonimowa osoba, która zadzwoniła rano 29 listopada poinformowała, że kilka godzin później w budynku eksploduje bomba. Po przeszukaniu wszystkich sądowych pomieszczeń przez specjalną brygadę z psem tropiącym, ładunku wybuchowego nie znaleziono. Policjanci podjęli natomiast poszukiwania osoby, która była autorem fałszywego alarmu.
Dotychczas ustalono, że telefon wykonany został z siedziby jednej z wadowickich firm. To może się okazać zgubne dla sprawcy. Problem w tym, że w firmie pracuje wiele osób. Policja ustala, który z pracowników tego dnia w godzinach rannych mógł mieć dostęp do telefonu. - Nie chcemy udzielać informacji, co to za firma. Prowadzimy dalsze czynności, które zmierzają do ustalenia sprawcy fałszywego - mówi Bogumiła Bizoń, sprawca fałszywego alarmu.
Sprawca fałszywego alarmu o podłożeniu ładunku wybuchowego może zostać ukarany wysoką grzywną lub otrzymać wyrok pozbawiania wolności w zawieszeniu.
Dla policji - jak mówi Bogumiła Bizoń - tego typu sprawy są priorytetowe. Jeśli bowiem sprawca nie zostanie ukarany, może to być zły sygnał dla innych. Tymczasem nawet jeśli informacja o podłożeniu bomby jest nieprawdziwa, w akcję muszą zostać zaangażowane wszystkie służby ratownicze. To kosztuje.
(GM)
Autor: Dziennik Polski