Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ekologia według Czechowa

Treść

W Stroniu, w powiecie wadowickim, osiedli jakiś czas temu repatrianci. Ona - Polka z Litwy, a on - Polak z Białorusi, rozwijają agroturystkę i ekologicznie gospodarują. Niestety, nie ma kto odbierać ich produktów. Dlatego - tak, jak bohaterowie "Wiśniowego Sadu" Czechowa - jeżdżą z owocami do miast.

Pomysł na prowadzenie ekologicznego gospodarstwa narodził się, kiedy rodacy z lidzkiego powiatu, podzielonego wyrokami historii pomiędzy Litwę i Białoruś, sprowadzili się do Polski. W Stryszowie poznali Jadwigę Łopatę, przekonującą rolników do zdrowej żywności. Warto było zaryzykować. Tak przynajmniej twierdzą Natalia i Henryk Bienkiewiczowie ze Stronia.

- Chociaż kupiliśmy gospodarstwo zaniedbane, a od 9 lat nikt tu nie uprawiał ziemi, odbudowaliśmy dom, kupili las i łąkę, założyli wiśniowy sad - mówi pani Natalia.

Do ekologii dali się łatwo przekonać. Tym bardziej, że na Wschodzie dość się napatrzyli na chemizację gospodarki. Poza tym, szukali dodatkowych źródeł dochodów. Martwili się o wnuki. I tak, nauczycielka fizyki w krakowskim liceum i wykładowca białoruskiej literatury na Uniwersytecie Jagiellońskim zostali rolnikami.

- Na razie dochód jest niewielki. Dlatego budujemy saunę, na łące przygotowaliśmy pole namiotowe dla letników, wynajmujemy pokoje - mówi pani Natalia.

Agroturystyka i rolnictwo ekologiczne stało się w państwach wysoko rozwiniętych źródłem zysków właścicieli niewielkich gospodarstw rolnych i gałęzią gospodarki przynoszącą znaczne dochody budżetowe. W Polsce systematycznie rośnie liczba chłopów-hotelarzy. Mniej jest natomiast gospodarstw preferujących tradycyjne uprawy.

Największym problemem dla ekorolników ze Stronia jest dystrybucja gotowych produktów. Supermarkety nie chcą od nich żywności brać, bo same sprzedają tanią żywność z konserwantami. Po wejściu do UE wzrosły także opłaty za certyfikaty i badania produktów.

- Dotychczas soki robiliśmy w kuchni, pięć lat stały i nadawały się do picia, badała je Inspekcja Handlowa i było dobrze, teraz Sanepid nałożył takie wymagania, że szkoda gadać - dodaje pan Henryk.

W tym roku wiśnie pewnie zgniją na drzewach, tylko co zrobić z trzema tysiącami słoików soku z aronii?

(RASZ)

Autor: Dziennik Polski