Gimnazjalna wojna
Treść
W Wadowicach dochodzi do regularnych bitew pomiędzy uczniami dwóch szkół. Niedawno podczas jednej z takich bitew ucierpiał jeden z gimnazjalistów. Ma złamaną nogę i rozcięty łuk brwiowy. Jak reagują szkoły na chuligańskie wybryki swoich wychowanków?
W piątek ok. 13.30 grupa trzydziestu uczniów z Gimnazjum nr 2 pojawiła się pod inną szkołą w mieście - Gimnazjum nr 1.
- Zauważyłem, że grupa zbiera się na terenie naszej szkoły. Zaciekawiło mnie to. Otworzyłem okno i przegoniłem ich. Od moich uczniów dowiedziałem się, że gimnazjaliści ze szkoły X przyszli się do nas bić - opowiada o piątkowych wypadkach dyrektor Gimnazjum nr 1 Jan Studnicki. Dyrektor, gdy tylko dowiedział się, że może dojść do bijatyki powiadomił o najściu grupy na jego szkołę policję. Ale sytuacją wymknęła się spod kontroli.
Gimnazjaliści z "dwójki" wycofali się z ulicy Sienkiewicza na planty i tam czekali na grupę uczniów z "jedynki". Ci ostatni nie dali na siebie długo czekać. Uczniowie "jedynki" solidarnie wyszli ze szkoły naprzeciw tłumowi z "dwójki". Mieli przewagę liczebną. Ku zdumieniu przechodniów w okolicy plant, przed szkołą, ale już poza jej terenem, zebrała się grupa blisko 80 uczniów. Zaczęła się szamotanina. Gimnazjaliści z "dwójki" widząc, że nie mają przewagi rzucili się do ucieczki. Droga wiodła schodami z ulicy Wojtyłów w kierunku bazyliki Ofiarowania NMP. Na schodach jeden z uczniów potknął się i dopadli go napastnicy z "jedynki". Uczeń złamał nogę i ma rozcięty łuk brwiowy. Dalsza eskalację konfliktu powstrzymała już policja. Większość z biorących udział w bójce to dzieci w wieku od 14 do 15 lat.
Wczoraj "Dziennik" próbował ustalić o co poszło gimnazjalistom z obu szkół. Przyczyną waśni ma być stary konflikt pomiędzy dwoma chłopcami. Jeden z nich jest uczniem "jedynki", drugi "dwójki". W piątkowe popołudnie grupa gimnazjalistów przyszła pod szkołę na Sienkiewicza, by raz na zawsze załatwić problem kłótni w postaci pojedynku na pięści. Dyrektor Jan Studnicki powiedział "Dziennikowi", że uczeń, który był prowodyrem kłótni z jego szkoły od dawna ma problemy z policją. Raz został zatrzymany przez funkcjonariuszy w zaroślach nad Skawą, gdzie popijał alkohol.
- Jestem zmartwiony i przerażony tym, co się stało w piątek. Od poniedziałku w szkole próbuję rozmawiać z uczniami, nauczycielami i rodzicami, by więcej do takich sytuacji nie dopuścić - powiedział wczoraj dyrektor Jan Studnicki. Dla dyrektora przerażający jest też fakt, że uczniowie w jego szkole wiedzieli, co się święci od kilku dni, ale o zagrożeniu poinformowali go na krótko przed bitwą.
- Gdybym ich nie przegonił z terenu szkoły i gdybym nie powiadomił policji nie wiem, co mogło się jeszcze wydarzyć - martwi się dyrektor. W poniedziałek do Gimnazjum nr 1 przyszła grupa policjantów do spraw nieletnich. Funkcjonariusze zrobili młodym ludziom wykład na temat tego, co grozi za podobne czyny. W ocenie policjantów takiej awantury w mieście, gdzie po jednej i drugiej stronie stała duża liczba uczniów, jeszcze nie było.
Z kolei w Gimnazjum nr 2 dyrektor Emilia Bieniek na razie nie chce komentować zdarzenia. Podczas rozmowy telefonicznej z reporterem "Dziennika" odmówiła komentarza, a dziennikarzom zarzuciła szukanie sensacji i próbę wychowywania nauczycieli.
Jak dotąd żaden z uczniów biorący udział w bijatyce nie został ukarany karami dyscyplinarnymi przez dyrekcje obu szkół. Zdaniem pedagogów zachowanie uczniów miało miejsce poza terenem szkoły i nie ma podstaw do ukarania.
Sprawa nie zostanie jednak bez echa. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie wojną gimnazjów już interesuje się samorząd gminny. Radni będą domagać się złożenia wyjaśnień przez obu dyrektorów. Dyrektor Jan Studnicki już złożył takie wyjaśnienia przed burmistrzem miasta Ewa Filipiak.
(MPA)
Autor: Dziennik Polski