Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Historia się powtarza

Treść

Po raz drugi z rzędu Beskidy Andrychów przegrały po własnych błędach

Beskidy Andrychów opuściło szczęście w IV lidze małopolskiej. Do takich wniosków można dojść po dwóch porażkach 0-1 z Alwernią na własnym obiekcie i weekendowej w Żabnie z Polanem, innym beniaminkiem.

- Po raz drugi przegraliśmy nie w wyniku rewelacyjnej postawy rywali, tylko własnych błędów - żałuje trener Beskidów Mirosław Kmieć. - Okoliczności utraty goli były także identyczne. O obu przypadkach nasz obrońca dał się przeskoczyć przeciwnikowi, umożliwiając mu trafienie głową do siatki. Paradoks polegał na tym, że moi chłopcy byli wyżsi od rywali - żałuje szkoleniowiec.

W Żabnie andrychowianie musieli zagrać bez swojego stopera, Krzysztofa Kokoszki. Jego miejsce zajął Mirosław Kmieć, który jest nominalnym pomocnikiem. - Przed sobą ustawiłem rosłego młodzieżowca Macieja Marka i spisał się bez zarzutu - uważa szkoleniowiec. - Błąd zdarzył się innemu młodzieżowcowi, Tomkowi Kaczmarczykowi. Nie mam jednak do niego żadnych pretensji. Też kiedyś byłem młody i potrzebowałem czasu na naukę. Chodzi o to, by jak najszybciej wyciągać wnioski z wpadek - dodaje szkoleniowiec.

Na pewno Mirosława Kmiecia martwi fakt, że jego drużynie już w drugim meczu nie udało się strzelić bramki. - Brakuje nam umiejętności zachowania się w polu karnym, gdzie trzeba błyskawicznie podjąć trafną decyzję - zwraca uwagę szkoleniowiec. - Nasi napastnicy są z gatunku "wiatraków", więc bardzo dobrze czują się w kontrze, robiąc użytek ze swojej szybkości. Gorzej wygląda jednak sprawa, gdy trzeba wykazać się w ataku pozycyjnym - dodaje szkoleniowiec.

Andrychowianie szybko pozwolili się trafić. - Przy sprzyjających okolicznościach można było tę stratę odrobić - uważa szkoleniowiec. - Remis też by nas usatysfakcjonował. A tak, przegraliśmy drugi raz z rzędu, a perspektywa kolejnego spotkania też nie nastraja optymizmem. Podejmujemy Puszczę Niepołomice, która do niedawna była postrzegana jako jeden z kandydatów do awansu - zwraca uwagę Mirosław Kmieć.

Beskidy, żeby myśleć o wygranej, ich doświadczeni piłkarze muszą zagrać na podwójnych obrotach. - Tym razem zawiódł nas kompletnie Arek Mianowny. Do jego zadań należy wywalczenie piłki w bocznych strefach boiska i dogranie jej kolegom - tłumaczy Mirosław Kmieć. - Musi ustabilizować formę, bo jak w jednym spotkaniu wypełni pokładane w nim nadzieje, to potem ma kilka meczów przestoju - kończy szkoleniowiec.

(zab)

Autor: Dziennik Polski