Jak w koszmarnym śnie
Treść
Skawa Wadowice była lepsza, ale przegrała wyjazdowe spotkanie z Dunajcem Nowy Sącz. Jej szanse na utrzymanie w wojewódzkiej lidze juniorów są matematyczne
Skawa Wadowice miała realne szanse utrzymania się w wojewódzkiej lidze juniorów. Zostały one zredukowane do minimum po wizycie w Nowym Sączu, na obiekcie Dunajca. Nie tyle porażka 0-1 (0-0), co jej okoliczności, są dla trenera i wadowickich zawodników bolesne.
Notowania Skawy wzrosły po ostatnim zwycięstwie Skawy na własnym boisku z Krakusem Nowa Huta (2-0). W drużynie zapanowała ogromna mobilizacja. Starano się tak podzielić młodzieżowców, by walcząca o utrzymanie w IV lidze pierwsza drużyna nie miała kłopotów kadrowych, ale żeby do końca nie osłabiać juniorów. - Ostatecznie z czwartoligowców został mi tylko Gałuszka. Pozostali, czyli Praciak z Bzdułą, pełny limit czasu na jeden weekend na dwóch szczeblach rozgrywek wykorzystali w gronie czwartoligowców. Nie zamierzam się jednak na nikogo użalać. Przecież Gałuszka wygrał nam już niejeden mecz. Do nieobecności pozostałej dwójki zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Bez nich powinniśmy byli to spotkanie wygrać. Przecież przed przerwą sytuacje sam na sam z bramkarzem mieli Żywczak z Dziewińskim. Niestety, po raz kolejny okazało się, że skuteczność nie jest naszą mocną stroną - ubolewa Marian Pamuła.
Szkoleniowiec liczył, że być może sytuacja zmieni się na lepsze po przerwie. - Dalej trwała strzelecka blokada - żałuje trener. - Zawsze brakowało nam do pełni szczęścia kilku centymetrów. Raz piłka przeszła obok słupka, innym razem któremuś z naszych zawodników nie udało się zamknąć akcji albo Drechny przymierzył tuż obok spojenia - Marian Pamuła wylicza sytuacje swoich podopiecznych.
Dunajec to zespół, który jest w zasięgu możliwości wadowiczan. Przecież jesienią wygrali z nim 2-0. - I teraz niewiele mieli do powiedzenia. Ten mecz będzie jeszcze długo spędzał chłopcom sen z powiek - uważa trener. - Najpierw zawodnik gospodarzy został usunięty z boiska. Kiedy grali w "dziesiątkę", wyszedł im jeden wypad. Jednak okoliczności utraty gola były co najmniej idiotyczne. Po strzale Jurka piłka odbiła się od porzeczki, trafiła w nogę Jończyka i dostaliśmy swojaka. Zgroza - twierdzi trener.
Dzisiaj (godz. 16) Skawa podejmuje Wisłę Kraków. - Skoro w Nowym Sączu byliśmy lepsi i przegraliśmy, to przeciwko Wiśle możemy być gorsi, ale żeby tylko jakimś cudem wygrać - Marian Pamuła stara się wlać trochę optymizmu z serca swoich zawodników.
(zab)
Autor: Dziennik Polski