Jeszcze czymś zaskoczą
Treść
Skawa Wadowice przełamała się na własnym boisku w meczu ze zgłaszającą aspiracje do awansu libiąską Janiną
Skawa Wadowice, spadkowicz z IV ligi, powoli maszeruje w górę tabeli V ligi. Nadzieje wśród podopiecznych Janusza Suwady na to, że walka o powrót w szeregi czwartoligowców jest realna, wróciły po zwycięstwie na własnym boisku nad libiąską Janiną 1-0 (0-0).
Gol został zdobyty przez wadowiczan w szczęśliwych okolicznościach. - Kto za kilka dni będzie o tym pamiętał - rozpoczyna Janusz Suwada, trener Skawy. - Poza tym, do tej pory szczęście nas nie rozpieszczało, więc wypada się tylko z tego cieszyć, że fortuna jest z nami. Myślę, że tym razem rywale nie mogą mieć do nas żadnych pretensji o okoliczności zdobycia zwycięskiej bramki, jak to miało miejsce po naszej wizycie w Kalwarii. Wygraliśmy i tylko to się liczy. Zresztą taki rozwój wypadków przepowiedziałem przed pierwszym gwizdkiem sędziego - podkreśla trener Skawy.
Szkoleniowiec zapowiadał zduszenie rywali od pierwszej minuty, co miało pomóc w szybkim strzeleniu bramki. - Nie wszystko wychodziło nam tak, jak to sobie zaplanowaliśmy - dodaje Janusz Suwada. - Mieliśmy grać prostopadłymi piłkami. Nie robili tego zawodnicy, których o to prosiłem. Między innymi Rapacz. Jednak i tak został bohaterem spotkania, zdobywając dla nas zwycięską bramkę. Jednak o jego niedociągnięciach powiedziałem mu po meczu. Myślę, że łatwiej to przychodzi obu stronom w radosnym nastroju zwycięstwa - dodaje trener.
Drugim atutem Skawy na Janinę miały być stałe fragmenty gry. Jednak nie stanowiły one zagrożenia dla libiążan. - Cały czas pracujemy nad nimi - twierdzi Janusz Suwada. - W meczu pucharowym, rozegranym trzy dni przed ligą, właśnie trzy spośród sześciu goli strzeliliśmy po wyćwiczonych fragmentach. Znaczy się wszystko idzie w dobrym kierunku. Potrzebujemy trochę czasu. Poza tym, zdaję sobie sprawę z tego, że nasz mecz oglądali przeciwnicy zainteresowani walką o awans. Na mecze z nimi przygotujemy jeszcze inne warianty. Nie mogliśmy pokazać przeciwnikom wszystkiego - podkreśla trener.
Wadowicki szkoleniowiec cieszy się z szerokiej kadry, którą dysponuje. - Przede wszystkim dublerzy wnoszą coś do gry - uważa Janusz Suwada. - Szeroka kadra jest atutem. Jednak rotacje w składzie są konieczne. Młodość ma to do siebie, że nie lubi stabilizacji. Bzduła w Sułkowicach rozegrał rewelacyjne spotkanie, by trzy dni później zaprezentować się wręcz katastrofalnie. Zmiana Sławka Frączka była wymuszona. Odczuwał ból w kolanie. Dla równowagi powiem, że z kolei inny młodzieżowiec, Krzysztof Bryła, zagrał rewelacyjną partię - uważa szkoleniowiec.
Już w doliczonym czasie Skawa wróciła z dalekiej podróży. Kubas obronił strzał Sieczki, który nie był przez nikogo atakowany. - Dlatego po meczu dostał ode mnie potężnego całusa - kończy szkoleniowiec, który już myśli o kolejnym trudnym meczu, czekającym jego zespół w Marcówce.
(zab)
Autor: Dziennik Polski