Kasa i sport
Treść
W Wadowicach rozpętała się burza wokół podziału publicznych pieniędzy na działalność sportową. Działacze małych klubów mówią o skandalu.
W gminie działa kilkanaście klubów sportowych. Ambicją każdej wioski jest posiadanie drużyny piłki nożnej. I choć szczytem możliwości działaczy w ostatnich latach był zespół na czwartoligowym poziomie (Skawa Wadowice), chętnych do gry nie brakuje. W mieście gra się jeszcze w siatkówkę i koszykówkę, obecnie też bez specjalnych osiągnięć. Czasami zdarzają się pojedyncze sukcesy, jak ten sprzed kilku lat, kiedy młodzieżowy zespół koszykarzy Skawy zagrał w półfinałach mistrzostw Polski. Są wreszcie mniej popularne dyscypliny - łucznictwo w Zawadce, tenis stołowy i karate w Wadowicach. I w nich - jak się okazuje - najłatwiej o ogólnopolskie sukcesy.
W klubach wszyscy borykają się z tym samym problemem - brakiem pieniędzy. Zawodników trzeba ubrać, zapewnić im sprzęt i miejsce do trenowania. No i - trenerów. Aby trenowanie nie było tylko zabawą, należy zgłosić zespół do rozgrywek. A to kolejne wydatki: wpisowe, dojazdy, diety sędziów.
Działacze skarżą się, że sponsorzy, choć jest ich wielu, pomagają mało. Ale co tu się dziwić: przedsiębiorca wyłoży konkretną gotówkę dopiero wtedy, gdy coś z tego ma. Trudno odnosić korzyści z reklamy bez znaczących sukcesów tych, którzy mają być tej reklamy nośnikiem. I kółko się zamyka. Nie ma pieniędzy - nie ma sukcesów. Nie ma sukcesów - nie ma pieniędzy. Pozostają sponsorzy wspierający lokalny sport z czystego zamiłowania, ale tych jest niewielu.
W tej sytuacji istotnym źródłem finansowania pozostaje publiczna kasa. W skali roku urząd miejski wydał na ten cel blisko milion złotych, ale po rozdzieleniu tej kwoty na całą chmarę klubów, wyszły sumy mało zawrotne.
Nie dziwnego, że lokalni działacze rywalizują o każdy grosz.
Oferta to nie wszystko
Aby ubiegać się o pieniądze z miejskiej kasy, trzeba przystąpić do konkursu, przedstawić program działalności na rok, plan imprez, ile osób objętych zostanie szkoleniem itp. Na podstawie takich właśnie ofert kilka dni temu komisja konkursowa, powołana przez burmistrz Ewę Filipiak, podjęła wstępne decyzje o rozdziale funduszy.
Na "realizację alternatywnych form spędzania czasu wolnego dzieci i młodzieży z gminy Wadowice" zaproponowano przydzielić najwięcej - 94 tys. zł - największemu klubowi: Skawie Wadowice. Olimpia Chocznia miałaby dostać 14 tys. zł zł, PUKS Karol Wadowice 22,5 tys. zł, LKS Iskra Klecza 11,8 tys. zł, UKS Iskra Klecza 4 tys. zł, Relaks Wysoka 8,4 tys. zł, Skawa Jaroszowice 5,5 tys. zł, Amator Babica 5,3 tys. zł, Łysa Góra Zawadka 7,2 tys. Z drugiej puli - na bazę sportową i organizację imprez - rozdzielono 140 tys. zł. M.in. Skawa miałaby dostać 38,4 tys. zł, LKS Iskra Klecza - 15,6 tys. zł, UKS Iskra Klecza - 1,8 tys. zł, zaś PUKS Karol - 12 tys. zł.
Gdy tylko do lokalnych klubów sportowych dotarł werdykt komisji, część działaczy podniosła larum.
- Taki podział uważam za wielce krzywdzący - mówi Michał Ogiegło, znany działacz sportowy, od kilku lat trener koszykarek UKS Iskra Klecza. - Wedle kryteriów, które przyjęto, nasz klub otrzymałby 5,8 tys. zł na cały rok, a reprezentuje Wadowice w Małopolsce. Kilka naszych zawodniczek mieści się w kadrze makroregionu, a jedna - Izabela Kądziołka - jest w kadrze narodowej! Tymczasem np. Parafialny Uczniowski Klub Sportowy "Karol" ma dostać w tym roku 34,5 tys. zł, kilka razy więcej niż rok temu! A sukcesów nie ma żadnych!!!
Ogiegło nie wie, dlaczego nikomu szerzej nieznany PUKS "Karol", istniejący od niewiele ponad roku, zyskał tak duże uznanie komisji. - Kiedy kilka lat temu zakładaliśmy klub w Kleczy, otrzymaliśmy jakieś 2 tys. zł na rok. Wiele rzeczy wykonywało się społecznie. Najpierw wypadało wykazać się osiągnięciami, a dopiero później żądać środków. "Karol" stawia na rekreację i zabawę. A mimo to otrzyma ogromne wsparcie z kieszeni podatników - uważa trener Iskry Klecza.
Działacze "Karola" zdumieni są takim stawianiem sprawy. Po kilkunastu miesiącach działalności klub ma już cztery sekcje i buduje kolejną - koszykarską. - Nie chcemy konkurować z innymi klubami, ale dać wybór i wzbudzić większe zainteresowanie sportem u dzieci - komentuje prezes Karol Habrzyk, który nie uważa, by zaplanowana na ten rok dotacja była dla innych krzywdząca. - Jesteśmy klubem wielosekcyjnym. Jeżeli klub jednosekcyjny posiadający własną halę sportową dostaje 8 tysięcy, to dlaczego my, mając cztery sekcje, nie możemy dostać cztery razy tyle? - pyta.
I wylicza: w zeszłym roku jego klub zorganizował 950 godzin zajęć dla 180 dzieci. W tym roku chce objąć ofertą 300 dzieci, stąd wzrastają jego potrzeby finansowe.
Niejasne kryteria?
Co decydowało o podziale środków? Czy urzędnicy zapoznali się osobiście z ofertą klubów, zobaczyli, jak wyglądają zajęcia? Marek Brzeźniak, sekretarz gminy, a jednocześnie członek komisji konkursowej, przekonuje, że komisja nie miała dużego pola manewru. - Kryteria, na co mogą być przeznaczone publiczne pieniądze, są ściśle określone w ustawach. Środki mają być przekazywane na rozwój i propagowanie sportu, a nie na sport wyczynowy - wyjaśnia.
"Karol" stawia właśnie na zabawę, rekreację - i propagowanie. A uczestników zajęć stale mu przybywa. Chwalą sobie rodzinną atmosferę. - Jednym z naszych priorytetowych zadań jest kształtowanie ducha i ciała małych sportowców, a nie gonitwa za wynikami - wyjaśnia Habrzyk.
Jednak kluby, które jakieś wyniki już mają, podniosły alarm, że powinny dostać więcej pieniędzy. Zaniepokojeni są przede wszystkim działacze małych klubów, osiągających wyniki na skalę ogólnopolska.
- Można powiedzieć, że tenis stołowy nie jest tak masową dyscypliną jak piłka nożna i dlatego, przy odrobinie talentu, można szybko przebić się do krajowej czołówki. Mam takich przykładów wiele w naszym klubie. Jednak udział w tej rangi zawodach kosztuje. Więc mamy nie dać młodzieży takiej szansy? - pyta Jacek Wójcik, prezes Technika Wadowice.
Podstawowe pytanie stawiane przez działaczy brzmi: czy dla urzędników ważne jest, że koszykarki z Kleczy, mistrzynie Małopolski w swej kategorii wiekowej, będą wkrótce reprezentować Wadowice na ćwierćfinałach mistrzostw Polski? Czy ważne jest, że łucznicy z Zawadki przyjeżdżają co roku z mistrzostw Polski z medalami? Z planowanych kwot dotacji wynika, że urzędu to nie obchodzi - kwitują działacze.
- W samorządzie powinni się zastanowić, czy szkoleniowcy mają stawiać na masowość, czy na jakość. Ja pracuję ze zdolną młodzieżą, mam wyniki, ale widzę, że gmina w ogóle nie dostrzega tych osiągnięć. Nikt nie zauważa pracy z uczniem zdolnym - uważa Michał Ogiegło.
Niezadowoleni mają nadzieję, że burmistrz Wadowic weźmie sobie do serca ich uwagi. Ostatnie słowo należy bowiem do Ewy Filipiak.
MirosŁaw Gawęda
Autor: Dziennik Polski