Koniec eksperymentów, czas na awans
Treść
Rozmowa z prezesem piłkarzy Beskidów Andrychów ZENONEM TUROWSKIM
W poprzednim sezonie kibice wadowickiej "okręgówki" emocjonowali się walką o awans pomiędzy Fablokiem Chrzanów a Przebojem Wolbrom. Oba zespoły były poza zasięgiem konkurencji, ale miejsce w IV lidze było tylko jedno. Wszystko wskazuje na to, że w nadchodzących rozgrywkach kontrkandydatem Przeboju do walki o IV ligę będą Beskidy Andrychów.
- Panie prezesie, w czwartek Piotr Stach poprowadził z drużyną pierwszy trening. Przed jego rozpoczęciem mieliście spotkanie organizacyjne, w trakcie którego postawił Pan przed nią i nowym szkoleniowcem zadanie walki o awans...
- Potwierdzam. Nie można przecież ciągle plątać się w środku tabeli.
- Czy zmiana szkoleniowca była podyktowana słabszą wiosną. Przecież na półmetku rozgrywek Beskidy były "czwartą siłą" rozgrywek...
- Z Tadeuszem Świderskim rozstaliśmy się po dżentelmeńsku. Praca w czwartoligowym Pasjonacie Dankowice jest dla niego nowym wyzwaniem. Z kolei nasz młody zespół potrzebował szkoleniowca także głodnego sukcesu. Wyniki, jakie wiosną z Kalwarianką miał Piotr Stach wywarły na mnie ogromne wrażenie. Po decyzji Tadeusza Świderskiego o odejściu z Andrychowa od razu wiedziałem, że on musi zająć jego miejsce.
- Walka o IV ligę to nowe wyzwanie dla klubu. Do tej pory Beskidy bazowały wyłącznie na własnych wychowankach. To może okazać się niewystarczające...
- Prezesem Beskidów zostałem 24 stycznia ubiegłego roku. Wtedy zespół bazował wyłącznie na obcym zaciągu. Zrobiliśmy "czystkę", bo wtedy klubu nie było stać na jego utrzymanie. Poza tym trzeba było wyprostować wiele spraw organizacyjnych. Dzisiaj mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że mocno stoimy na ziemi i jesteśmy gotowi zrobić kolejny krok.
- Czy jest Pan zatem cudotwórcą, że w niespełna półtora roku udało się panu odmienić oblicze klubu, który teraz jawi się jako oaza dobrobytu i spokoju?
- Nie. Po prostu działam w futbolu już kilkadziesiąt lat. Przez wiele lat byłem działaczem sportowym na Podlasiu. Poprzednio kierowałem Spartą Szepietowo, z którą także wywalczyliśmy awans do IV ligi. Trenerem tego zespołu był Grzegorz Szerszenowicz. Kiedy przyszła odpowiednia chwila szturmu na wyższą klasę rozgrywkową, wzmocniliśmy się Jackiem i Dariuszem Bayerami czy Darkiem Czykierem z Jagiellonii Białystok. Mam w tamtych w okolicach wielu przyjaciół. Niedawno miałem okazję spotkać starych znajomych przy okazji sparingu Podbeskidzia z Jagiellonią Białystok. Chcieli mnie zabrać w stare strony, ale w związku z moją pracą wrosłem już w klimat andrychowski. Założyłem także klub w Białowieży. Miejscowy Żubr do dzisiaj występuje w C-klasie. Przez pewien czas rzuciły mnie tam obowiązki służbowe, bo wcześniej byłem żołnierzem zawodowym. Nie mogłem patrzeć, jak młodzież nie ma gdzie kopać w piłkę. Napisałem im statut, założyliśmy klub. Miałem plany zrobienia tam przynajmniej "okręgówki". Warunki ku temu były znakomite. W internacie było sporo młodzieży, która chciała się rozwijać. Jednak praca rzuciła mnie znowu w inne miejsce.
- Może więc w Andrychowie uda się zbudować zespół na miarę środka IV ligi?
- Takie mamy zadanie i tego chłopcom nie odpuszczę. Taki szczebel rozgrywek jest w sam raz na miasto takiej wielkości, jakim jest Andrychów. Przez półtora roku bazowaliśmy na własnych wychowankach, by zobaczyć ile są warci. Jednak czas eksperymentów się skończył. Zdaję sobie sprawę z tego, że miejscowym składem nie będziemy w stanie zdobyć IV ligi i potem się w niej potem utrzymać.
- To jednak pociąga za sobą koszty. Przyjdą zwycięstwa, trzeba będzie płacić premie za wygrane mecze. Przykład Kalwarianki w poprzednim sezonie udowodnił, że kluby nie zawsze są przygotowane organizacyjnie na sportowe sukcesy.
- Płacę zawodnikom za punkty. Do 10 każdego miesiąca otrzymuję od trenera listę; komu, ile i za co. Kilka dni później chłopcy wszystko dostają. Jesienią w wyniku serii zwycięstw musiałem wypłacić drużynie ogromną - jak na "okręgówkę" - kwotę, ale nie było z tym problemów. Nie będzie także i teraz. Ze swojej strony pozyskałem dwóch 17-latków, by zespół miał wartościowych młodzieżowców. Są z niższych klas; ze Znicza Sułkowice Bolęcina i Burzy Roczyny. Życie nauczyło mnie, że właśnie w małych klubach można wyłowić "perełki". Obserwowałem ich całą poprzednią rundę. Poza tym zdaję sobie sprawę z tego, że Chowaniec musi mieć w ataku doświadczonego partnera. Sama szybkość w jego przypadku nie wystarczy. Trzeba mieć jeszcze technikę. Aż miło było patrzeć, jak kiedyś Józef Ryłko rzucał mu piłkę na palec. Czekam na sugestie trenera. Jeśli jego personalne propozycje będą w granicach rozsądku, postaram się je spełnić. Zespół będzie miał komfortowe warunki do pracy. W niedzielę wyjeżdża na obóz do Zubrzycy. Poza tym cieszę się także z tego, że w klubie rozwijają się grupy młodzieżowe. Udało nam się zbudować drużynę juniorów młodszych, która jest łącznikiem między trampkarzami a juniorami starszymi. Młodzież też wyjeżdża na obóz do Zubrzycy. Przychylnym okiem patrzą na nas sponsorzy. Przed każdą rundą coś od nich dostajemy. Na początku były komplety koszulek, potem przyszła kolej na dresy, w których zespół prezentuje się na wyjazdach, a będą torby sportowe oraz buty piłkarskie.
RozmawiaŁ: jerzy zaborski
Autor: Dziennik Polski