Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Koszarowa afera?

Treść

Podczas przetargu w Wadowicach

Wojciecha G. od kilku lat bezskutecznie poszukują w całym kraju komornicy, nie potrafiąc ustalić jego aktualnego miejsca zamieszkania. Tymczasem kilka tygodni temu, jakby nigdy nic, pojawił się on w wadowickim Starostwie Powiatowym i - posługując się "nieświeżym" dowodem osobistym - w imieniu matki nabył prawo do wartego milion złotych budynku po byłych koszarach wojskowych.

W lutym wadowicki starosta Józef Kozioł, reprezentant skarbu państwa, ogłosił przetarg na sprzedaż sporej części (ok. 2 tys. m kw. powierzchni użytkowej) pustego i zniszczonego gmachu. O zakup budynku starały się cztery firmy, w tym - nieoficjalnie wiadomo - znane konsorcjum z branży hotelarskiej. Mocnych graczy uprzedził niespodziewanie Wojciech G., który zjawił się w wadowickim starostwie niemal w ostatniej chwili. Oświadczył, że jego matka stara się o nieruchomości od skarbu państwa w zamian za utracone mienie na kresach wschodnich. Byłe koszary idealnie się do tego nadają. Wojciech G. okazał urzędnikom pełnomocnictwo do reprezentowania interesów matki w przetargu oraz inne niezbędne dokumenty (wyceny utraconego majątku itp.).

Zgodnie z przepisami osoby, które po 1945 roku utraciły własność swych nieruchomości za Bugiem mają prawo do rekompensaty w formie mienia lub odszkodowania. Mogą uczestniczyć w przetargach na sprzedaż nieruchomości skarbu państwa bez wpłaty wadium. Jeśli spełniają wszystkie warunki, w pierwszej kolejności powinny nabywać prawa do takiej nieruchomości. W Wadowicach tak właśnie się stało, z tą różnicą, że do przetargu przystąpił pełnomocnik, mieszkającej obecnie w Gdańsku kobiety - jej syn.

Decyzję, nie mającego innego wyjścia, starosty wadowickiego oraz wynik postępowania przetargowego musi zatwierdzić jeszcze wojewoda małopolski Jerzy Adamik - zwierzchnik starosty w sprawach dotyczących mienia skarbu państwa.

Tymczasem - jak ustaliliśmy - Wojciech G. podczas przetargu mógł wprowadzić urzędników w błąd.

Jak ustaliliśmy, podczas majowego przetargu Wojciech G. posłużył się "nieświeżym" dowodem osobistym, z którego wynika, że mieszka w Gliwicach. Tymczasem nie mieszka tam już od kilku lat! Mało tego - od wielu lat bezskutecznie poszukują go komornicy w całym kraju. Czy ta sytuacja może mieć jakiś wpływ na wynik przetargu?

- W Starostwie rozpatrujemy kilkaset spraw dziennie. Nie jesteśmy w stanie w każdej z nich orzekać, czy dane osobowe, które petenci nam podają są prawdziwe - tłumaczy starosta Józef Kozioł.

Jego zdaniem, najważniejsze w tej sprawie jest to, że Wojciech G. posiada aktualne pełnomocnictwo do reprezentowania matki. Wydane zostało w 2002 roku. - Sprawa jego aktualnego adresu zamieszkania jest drugorzędna. Zgodność jego danych zawartych w pełnomocnictwie zweryfikowaliśmy dowodem osobistym, który nam przedłożył. Nie mieliśmy możliwości sprawdzić czy dowód zawiera aktualne dane czy nie - mówi starosta.

W Gliwicach Wojciech G. mieszkał, ale pod koniec lat dziewięćdziesiątych sprzedał mieszkanie. Jak nieoficjalnie wiadomo, przez niedopatrzenie nowy właściciel kupił lokal wraz... z poprzednim właścicielem. - Przez kilka lat miałem go "na głowie" i z tego powodu same problemy - mówi właściciel mieszkania Witold B. - Regularnie przychodzili komornicy, firmy windykacyjne i policja. Wszyscy szukali Wojciecha G., a ja za każdym musiałem tłumaczyć, że sprzedał mieszkanie i już tutaj dawno nie mieszka, choć faktycznie był zameldowany - dodaje obecny właściciel mieszkania, który w końcu w 2003 wymeldował urzędowo Wojciecha G.

W decyzji o wymeldowaniu prezydent Gliwic napisał "w toku postępowania nie zdołano ustalić aktualnego miejsca pobytu, ani miejsca pracy Wojciecha G.". Wygląda więc na to, że od 2003 roku nie mieszka już on w Gliwicach, pod adresem który przedłożył urzędnikom w wadowickim Starostwie! Gdzie w takim razie mieszka?

Izba Komornicza w Gliwicach nie zdołała w ostatnich latach tego ustalić. Bezskutecznie próbowała wyegzekwować długi, orzeczone przez sądy wobec Wojciecha G. W końcu postępowanie komornicze umorzyła.

- Od ponad 8 lat nie znane jest jego miejsce zamieszkania. W mieszkaniu Gliwicach nie figuruje już jako zameldowany. Kiedyś posiadał adres tymczasowy w Kołobrzegu, ale pod nim również nie przebywa. Ustaliliśmy, że prawdopodobnie mieszka w Gdańsku bądź w Warszawie, ale bez zameldowania - mówi "Dziennikowi" Jolanta Żołna, rzecznik prasowy Rady Izby Komorniczej w Katowicach.

Tymczasem Wojciech G. niedawno się ujawnił w wadowickim Starostwie Powiatowym, gdzie - reprezentując interesy matki - nie wzbudzając niczyjej uwagi przystąpił do przetargu na budynek wart 1 mln zł. Użył w tym celu dowodu osobistego z adresem, pod którym nie mieszka już od kilku lat.

Co ciekawe, Wojciech G. zostawił w starostwie gliwicki adres zamieszkania (skąd został urzędowo wymeldowany, ale posiada ciągle "stary" dowód osobisty), zaś adres do korespondencji podał inny. G. spodziewa się bowiem korespondencji. Starosta musi go poinformować o terminie podpisania aktu notarialnego w sprawie przejęcia byłych koszar.

- To nie Wojciech G. nabywa prawa do mieszkania, a pani, którą reprezentuje jako pełnomocnik. Miejsce zamieszkania pełnomocnika nie jest nam potrzebne - przekonuje Beata Geisler, sekretarz powiatu wadowickiego.

MirosŁaw Gawęda

Autor: Dziennik Polski