Między nami sąsiadami
Treść
Wiceprezes Garbarza Zembrzyce Józef Karlak był już lekko poirytowany, gdy po raz kolejny zapytano go o "sprawę Błasiaka". Były napastnik Garbarza postanowił przejść w do Skawy Wadowice, ale działaczom wadowickiego klubu nie udało się na czas załatwić wszystkich formalności, za co winili właśnie Karlaka.
W Skawie twierdzono, że unikał on rozmów w ostatnich dniach przed rozpoczęciem sezonu, nie chcąc dopuścić do występu Sławomira Błasiaka przeciwko Gabarzowi.
- Ledwie przyjechałem do Wadowic, a tu co chwilę jestem nagabywany o okoliczności tego transferu. Można odnieść wrażenie, jakby chodziło o Rivaldo, a nie napastnika IV ligi. Mówiąc poważnie, działacze Skawy zjawili się u mnie w domu późnym wieczorem w dniu, poprzedzającym termin zgłoszenia kart zawodniczych i koniecznie chcieli dopiąć sprawę. Pomijając już fakt okoliczności, nie mogli zrozumieć, że nie można było zwolnić Błasiaka, bo po prostu nie rozliczył się z klubem. Zjawił się on u nas dopiero następnego dnia - przedstawia swoją wersję zdarzeń wiceprezes Józef Karlak, który zapewnił, że po spełnieniu wszystkich formalności nie zamierza zatrzymywać Błasiaka na siłę.
Przy okazji wskazuje na kłopoty, jakie z kolei Garbarz z miał z przeprowadzeniem transferu trzech zawodników z Babiej Góry. Chodzi o Tomasza Świerkosza, Michała Pilarczyka i Bartłomieja Sałapatka. Według działacza z Zembrzyc, w klubie z Suchej Beskidzkiej na różne sposoby starano się utrudnić przejście dwóch pierwszych, bo trzeci był faktycznie zawodnikiem Gromu Grzechynia, która też nie zamierzała iść na rękę, domagając się za 17-letniego piłkarza zawrotnej, jak na ten szczebel rozgrywek, kwoty odstępnego.
- Dlatego, gdy dostałem telefon ze związku w Krakowie w sprawie Błasiaka, zapytałem, a co jest z zawodnikami, którzy mieli przejść do nas. Czyżby chodziło o to, że są równi i równiejsi - dodaje Karlak.
Zapewne wszystkie transfery dojdą do skutku, ale niesmak pozostanie, tym bardziej, że chodzi przecież o sąsiadów przez miedzę. Okazuje się, że kluby na Podbeskidziu nie są skłonne się wspierać, a sprawy transferów to tylko jeden z przykładów. Kiedyś w Suchej z kolei narzekano, że po wejściu młodych piłkarzy do Małopolskiej Ligi Juniorów, część klubów odmówiła przekazania swojej najbardziej utalentowanej młodzieży, chociaż miałaby tam okazję podnosić swoje umiejętności.
Efekt jest taki, że zawsze cierpi na tym futbol na Podbeskidziu. Utalentowanych piłkarzy nigdy bowiem tutaj nie brakowało, ale musieli szukać szczęścia gdzie indziej.
(BK)
Dziennik Poski
Autor: LZ
Tagi: sport