Na (nie) swoim
Treść
Nadzieje wadowickich spółdzielców prysnęły jak bańka mydlana. Przynajmniej na razie. Sąd Rejonowy odrzucił w całości ich pozew przeciwko Zarządowi spółdzielni, w którym domagali się skreślenia kontrowersyjnych zapisów z aktów notarialnych, po podpisaniu których teoretycznie powinni stać się panem w swoim mieszkaniu. Na razie nie będą mieć takiego komfortu, sąd uznał bowiem, że nawet jeśli wykupią swoje mieszkanie i cząstkę przypisanego do niego gruntu, to muszą dalej słuchać władz spółdzielni, podporządkowywać się pod jej regulamin i statut. Spółdzielcy uznali, że to ogranicza ich swobody obywatelskie jako właścicieli mieszkań.
Niekorzystny wyrok był dla spółdzielców zaskoczeniem tak samo, jak dla niektórych magistrackich samorządowców-niespółdzielców, którzy po cichu wspierali mieszkańców i reprezentującego ich interesy rzecznika praw konsumentów w konflikcie z opozycyjnym dla władz miasta Zarządem spółdzielni.
Prezesi spółdzielni, po korzystnym dla nich wyroku, nawet nie chcieli go komentować i w pośpiechu wyszli z gmachu sądu. Wszak sąd potwierdził to, co mówili od początku: nie doszło do złamania prawa.
Po wyroku obficie wypowiadał się za to rzecznik konsumentów, który stwierdził, że pójdzie z tą sprawą choćby do Strasburga. Jemu chodzi bowiem o to, że cały statut spółdzielni jest tak ułomnie skonstruowany, że ogranicza spółdzielcom prawo do całkowitej własności swojego "M", a to - uważa - jest sprzeczne z Konstytucją RP. Czy tak rzeczywiście jest - sąd tego nie zbadał.
"Ten wyrok dowodzi, że w Polsce nie ma własności na własność" - mówił rzecznik po ogłoszeniu wyroku. Faktycznie. Dopóki człowiek nie postawi sobie domu (nie na kredyt), to zewsząd może spodziewać się zagrożenia. Nawet, jeśli wykupi sobie mieszkanie.
MIROSŁAW GAWĘDA
Autor: Dziennik Polski