Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nad Kalwarią niebo zapłakało

Treść

Gospodarze nie ustępowali rywalom, ale znów zeszli z boiska pokonani

Spotkanie z Przeciszovią toczyło się zgodnie ze znanym już na wiosnę w Kalwarii Zebrzydowskiej scenariuszem. Podopieczni Zbigniewa Krawczyka przez długie okresy przeważali, mieli szereg okazji, a na koniec i tak z wygranej cieszyli się rywale (1-2).

- Nie mieliśmy nic do stracenia. Wiadomo było, że tylko wygrana mogła przedłużyć ewentualnie nasze nadzieje na utrzymanie. Po pierwszym kwadransie gry wydawało się, że jest to zadanie całkowicie wykonalne. Chłopcy walczyli ambitnie, narzucili przeciwnikowi swoje warunki, a co najważniejsze zdobyli również gola po ładnej akcji Frączka z Hobrzykiem i Basistą, którą celnie zakończył Pituch. Przed i po tym golu mieliśmy jeszcze kilka okazji, aby pokusić się o kolejne trafienia. W 28 min sytuacji sam na sam nie wykorzystał Basista, który stracił równowagę na śliskiej murawie. Być może w tym momencie byłoby po meczu - mówi trener Zbigniew Krawczyk.

Tymczasem chwilę wcześniej goście wywalczyli rzut wolny ok. 20 m od bramki Janiczaka i po dobrym uderzeniu D. Cygan wyrównał.

Im bliżej końca spotkania, tym kalwarianie angażowali coraz większe siły, stawiając wszystko na jedną kartę. Zamiast zdobyć, sami jednak stracili

- Zabrakło na pewno umiejętności, ale również szczęścia. Młody zespół nie był w stanie udźwignąć odpowiedzialności - podsumował spotkanie szkoleniowiec gospodarzy.

Wraz z końcowym gwizdkiem w Kalwarii znów zaczęło padać. - Aż niebo zapłakało nad losem naszej drużyny - zauważył jeden z najwierniejszych kibiców Kalwarianki, która musi pożegnać się z wadowicką "okręgówką".

Mimo deszczu, w dobrych nastrojach opuszczali Kalwarię przeciszowianie. Wiosna, wbrew różnym obawom okazała się dla Przeciszovii zupełnie udana. - Mecz był wyrównany, nasz zespół był jednak od początku do końca bardzo skoncentrowany i gdy nadarzyła się okazja w końcówce, to ją po prostu wykorzystał. Nie było to trudne spotkanie, bo rywale byli chyba już pogodzeni ze swoim losem. Trzeba dodać, że nie mogliśmy zagrać w pełnym składzie. Z powodu kontuzji zabrakło Bartuli, a Sibik pokutuje jeszcze po meczu w Kętach - powiedział prezes Przeciszovii Stefan Zajas.

(BK)

Autor: Dziennik Polski