Nareszcie koniec
Treść
Zarówno Kalwarianka jak i Skawa Wadowice w półfinale Pucharu Polski na szczeblu podokręgu miały kłopoty ze składem
Wprawdzie rozgrywki ligowe w naszym regionie dobiegły końca, ale w wadowickim podokręgu ostatnim akcentem piłkarskiej jesieni był półfinał Pucharu Polski. Kalwarianka, zespół środka tabeli wadowickiej "okręgówki", przegrała z czwartoligową Skawą Wadowice 2-4 (0-1).
Wadowiczanie zajmują wprawdzie ostatnie miejsce w gronie czwartoligowców, ale w spotkaniu z klasę niżej notowanym rywalem trzymali fason, dominując od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. - Dla nas najważniejszy był dwa dni wcześniej mecz ligowy, w którym pokonaliśmy Orła Balin, dzięki któremu obroniliśmy pozycję w środku tabeli - zwraca uwagę Damian Pawlikowski, grający trener Kalwarianki. - Puchar był dla nas tylko dokładką, ale to jeszcze nie oznaczało, że odpuściliśmy to spotkanie. Zagraliśmy na tyle, na ile było nas stać. Uniknęliśmy kompromitacji - dodaje Damian Pawlikowski.
Kalwarianka przeciwko Skawie wystąpiła bez Krzysztofa Oleksego, Bogusława Jamroza i Jacka Koczura. - Dlatego z konieczności w naszym napadzie wystąpił bramkarz Janiczak - zauważa Damian Pawlikowski. - Miał nawet okazję do wpisania się na listę strzelców, ale zabrakło mu szczęścia. Dla mnie najważniejsze jest, że chrzest bojowy przeszli 16-latkowie: Roland Matuszczak z Krzysztofem Głowaczem. Już kilka razy w lidze siedzieli na ławce rezerwowych, ale wolałem nie ryzykować z ich wpuszczaniem na boisko. Skoro nie mieli skończonych 16 lat, potrzebowałbym zgody rodziców na ich występ. Zawsze jednak mogli zawyżać statystkę na ławce. Teraz, kiedy wiek nie jest już barierą, mogli wejść na boisko, potwierdzając, że warto w nich inwestować - podkreśla trener Kalwarianki.
Z kolei szkoleniowiec Skawy, Andrzej Bańdura, przed wyjazdem na mecz znowu rwał włosy z głowy, widząc na zbiórce 8 zawodników. - Mogliśmy jak zwykle liczyć na naszego gospodarza, Wiesława Gąsiorowskiego, który mimo 48 lat zdecydował się zagrać, zaliczając tym samym debiut w "jedynce". Przecież już w meczu ligowym, w Trzebini, siedział na ławce rezerwowych. Chwała mu za to, ale przecież to nie jest wyjście z sytuacji - uważa trener Skawy. - Wprawdzie dziarski 48-latek grywa w rezerwach, ale nie tylko on, bo także Godula z Woźniakiem, których udało nam się wyrwać z domowych pieleszy, w ogóle nie trenują, traktując grę w B-klasie jako rozgrywkę, dla podtrzymania kondycji fizycznej - zauważa trener Bańdura.
W meczu pucharowym odblokowali się napastnicy Skawy. - To było dla nas spotkanie na otarcie łez po serii 5 porażek na koniec jesieni w IV lidze małopolskiej - twierdzi Andrzej Bańdura. - Chłopcy zauważyli, że jak wykonują to, o czym mówię, wtedy są efekty. Przecież w szablonowy sposób zdobyliśmy trzecią bramkę. Inna sprawa, że gdyby Tomek Mikołajczyk z Darkiem Kolbrem wykorzystali wszystkie pozycje bramkowe, wynik byłby znacznie wyższy. Czy to ma teraz jakiekolwiek znaczenie... - kończy szkoleniowiec.
Z kolei w Skawie obowiązki szkolne i sprawy osobiste nie pozwoliły zagrać: Wiktorowi, Wróblowi, Listwanowi i Jurzakowi. Natomiast Praciak rozrywki Pucharu Polski rozpoczynał latem w Choczni.
(zab)
Liczba meczu
48
- Tyle lat miał najstarszy zawodnik na boisku, a był nim grający na pozycji ostatniego stopera w Skawie - Wiesław Gąsiorowski.
Autor: Dziennik Polski