Nie taki diabeł straszny
Treść
Po wygranej nad Garbarzem, wielu niedowiarków uwierzyło, że Skawa nie jest skazana na pożarcie
Walka, walka i jeszcze raz walka - oto cechy derbowego spotkania Skawy przeciwko Garbarzowi Zembrzyce. Fot. Mirosław Gawęda
Poziom inauguracyjnego spotkania IV ligi w Wadowicach Skawy z Garbarzem Zembrzyce nie stał na zachwycającym poziomie, chociaż emocji nie zabrakło. Dla gospodarzy najważniejsze było oczywiście zwycięstwo (1-0) i zdobycie kompletu punktów. Wielu niedowiarków uwierzyło, że diabeł nie taki straszny i wadowicki beniaminek nie jest wcale skazany na pożarcie.
Wadowiczanie przystąpili do tego meczu bez większej tremy, na co wpływ miał zapewne fakt, że doskonale znali swoich rywali. - Nastawiałem zespół do podjęcia walki od pierwszych minut i tak też się też stało. Tylko agresywną grą mogliśmy nadrobić - póki co - większe doświadczenie i ogranie rywali. Kibice mogli się też przekonać, że nie zamierzamy być dostarczycielem punktów, a na poprawę stylu będzie czas w następnych meczach - powiedział zadowolony trener Skawy Wojciech Madej, który mocno sam też mocno przeżył IV-ligowy debiut wadowiczan.
Pierwszoplanowe role odegrali w Skawie Maciej Żak w obronie, w pomocy Krzysztof Dyrcz, a w ataku brylował Tomasz Mikołajczyk. "Król strzelców" wadowickiej "okręgówki" od pierwszych minut uprzykrzał życie obrońcom Garbarza. Raz udało mu się to skutecznie i jak się okazało, był to gol zwycięski.
- Ta bramka moim zdaniem padła ze spalonego. Tak się składa, że stałem akurat na wysokości sędziego liniowego. Myślę, że nie był to jedyny błąd arbitrów, w II połowie nie zauważyli ręki w polu karnym jednego z wadowiczan. Nie mam jednak pretensji do sędziów. Wina za porażkę leży wyłącznie po naszej stronie. Była to powtórka z rozrywki, podobnie, jak w wielu spotkaniach w ubiegłym sezonie przeważaliśmy, stworzyliśmy sobie kilka sytuacji, których jednak nie potrafiliśmy wykorzystać. Taka sytuacja boli tym bardziej, że pod względem piłkarskim byliśmy zespołem lepszym - ocenił trener Garbarza Andrzej Bańdura, który przyjął w tym meczu ofensywny wariant gry.
W ataku zagrało 3 napastników, z których najbardziej widoczny był Patryk Mańka. - Zależało nam na tym, aby stworzyć możliwie duże zagrożenie pod bramką rywali, a tym samym nie pozwolić im na rozwinięcie skrzydeł. Ten scenariusz nieźle sprawdzał się do momentu utraty gola, zresztą po głupim błędzie - dodał szkoleniowiec Garbarza.
(BK)
Dziennik Polski
Autor: LZ
Tagi: piłka nożna sport skawa