Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niespodzianki nie było

Treść

Przeciszów jedynie postraszył Beskidy Andrychów, lidera wadowickiej "okręgówki na jego boisku

W Przeciszowie wiele sobie obiecywano po wizycie w Andrychowie. Po cichu liczono na niespodziankę na boisku lidera wadowickiej "okręgówki". Skończyło się porażką przeciszowian 1-4 (1-3).

Miał to być nie tylko szlagier, ale także pojedynek snajperów tego szczebla rozgrywek. - Dzień wcześniej zapowiadałem, że nasza kadra na mecz w Andrychowie będzie optymalna. Jednak przegraliśmy z prozą życia - rozpoczyna trener Przeciszowa Krzysztof Barcik. - Przed meczem dowiedziałem się, że nasz czołowy snajper, Patryk Mańka, leży w łóżku z 40-stopniową gorączką. To jednak mogę zrozumieć. Z kolei Dariusz Cygan musiał zostać w pracy. Nieoczekiwanie wypadł mi Paweł Piegza. Jeszcze ktoś inny, mniejsza o nazwisko, zadzwonił mi, że będą mu wylewać asfalt i nie przyjdzie na mecz. Można się załamać. Dlatego chciałbym podziękować szefostwu patronującej nam Firmy "Radko", że zwolniło z pracy na mecz zatrudnionych w niej zawodników. Wygląda na to, że granie w tygodniu po prostu nam nie służy - dodaje szkoleniowiec.

Przeciszowianie objęli w tym spotkaniu prowadzenie. - Chciałem powiedzieć, że Beskidy były od nas zdecydowanie lepsze. Jednak nie zawsze faworyt wygrywa - uważa Krzysztof Barcik, nawiązując do sytuacji z 25 minuty, kiedy był faulowany. - Należał nam się karny. Jeżeli za cięcie z tyłu nie przyznaje się "jedenastek", to nie wiem, kiedy jest lepsza ku temu okazja. Czasem jedna zła decyzja kładzie się cieniem na bardzo dobrej pracy arbitra. Gdybyśmy prowadzili 2-0, kto wie, jak potoczyłyby się losy tego spotkania. Ktoś może mnie posądzić o stronniczość. Jednak takie same odczucia miało wielu postronnych obserwatorów tego spotkania. Kolejnego karnego powinniśmy dostać w końcówce meczu, po faulu na Sibiku. Jednak to było przy wyniku 4-1, więc moglibyśmy jedynie zmniejszyć rozmiary porażki - dodaje szkoleniowiec.

Zdaniem Krzysztofa Barcika, jego zespół zagrał słabo w obronie. - Widać, że dobrą robotę w Beskidach wykonał Kokoszka. Potrafił rozegrać piłkę, w odpowiednim momencie ją przytrzymać, czy się zastawić - uważa szkoleniowiec. - Średnia wzrostu naszego zespołu wynosi 175 cm, chłopcy ustępowali fizycznie andrychowianom. Mamy kłopoty z wygraniem walki o górne piłki. Najgorzej jest przy stałych fragmentach gry. Nie da się ukryć, że w Andrychowie bardzo słabo spisali się nasi młodzieżowcy - kończy szkoleniowiec.

(zab)

Autor: Dziennik Polski