Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Po trzykroć skandal

Treść

Wadowiczanie trzy razy trafili do siatki rywali, ale za każdym razem sędzia dopatrzył się nieprawidłowości
Trener Skawy Wojciech Madej jest człowiekiem spokojnym i ułożonym, ale jak mówią w Wadowicach, podczas meczu w Krzeszowicach "nawet świętemu puściłyby nerwy". Wadowiczanie trzy razy trafili do siatki rywali, ale zdaniem arbitra Piotra Kukułki z Tarnowa, żaden gol nie został zdobyty prawidłowo. W efekcie Świt wygrał 2-0, chociaż pierwszą bramkę zdobył po rzucie karnym, którego nie było.

- To co pokazali sędziowie w tym meczu, zasługuje na jednoznaczne określenie mianem skandalu. Najpierw podyktował karnego, którego nie było. Maciek Żak prawidłowo wybił piłkę głową, tymczasem sędzia stwierdził, że zagrał ją ręką, więc podyktował karnego, a naszemu zawodnikowi pokazał jeszcze żółtą kartkę. Potem nie uznał gola dla nas, bo boczny sygnalizował, że Mikołajczyk, który wycofał piłkę do Wojtulewicza znalazł się za linią. Drugi gol dla Świtu padł, jak nabardziej prawidłowo. Gospodarze prowadzili więc 2-0, ale nasz zespół się nie załamał. Zaatakowaliśmy jeszcze bardziej zdecydowanie i znów dwukrotnie piłka znalazła się w siatce. Cóż z tego, skoro sędzia postanowił zrobić wszystko, aby uniemożliwić nam zdobycie gola - mówi trener Madej.

W obu przypadkach, według tarnowskiego arbitra, wadowiczanie byli na spalonych. Goście nie kryli pretensji do sędziego, a dotyczyły one nie tylko sytuacji, po których piłka lądowała w siatce Świtu. W 56 min arbiter zdecydował się wyrzucić z ławki na trybuny trenera Madeja.

- Widząc co się dzieje, zapytałem sędziego, czy jest sens grać dalej, może będzie lepiej, jeśli zejdziemy z boiska. W tym momencie kazał mi opuścić ławkę rezerwowych. Potem okazało się, że do protokołu wpisał zupełnie inną wersję. Nasz kierownik drużyny złożył jednak swoje zastrzeżenia co do opisu wydarzeń w trakcie tego meczu i zobaczymy co będzie dalej - dodaje szkoleniowiec Skawy.

Meczu nie dokończył także Sławomir Błasiak, który stanowił największe zagrożenie dla krzeszowickiej bramki. Sędzia pokazał mu czerwoną kartkę. Jak twierdzi zawodnik za to, że zapytał go tylko, co Skawa ma zrobić, żeby uznał jej gola.

Smaczku w całej sprawie dodaje fakt, że na meczu zabrakło kwalifikatora. Ciekawe, jak w tej sytuacji rozstrzygnie całą sprawę Małopolski Okręgowy Związek Piłki Nożnej. Na czyjej relacji będzie się opierał, podejmując decyzję. Nie da się ukryć, że jest to poważna wpadka piłkarskich władz Małopolski.

W poprzednich Skawa udanie walczyła z zespołami czołówki. Najpierw zremisowała z Dalinem na wyjeędzie (2-2), potem pokonała Garbarnię u siebie (2-1). Trener Madej zadowolony był z postawy swoich podopiecznych. Podkreślał dużą konsekwencję w grze, odpowiedzialność oraz charakter zespołu. W Myślenicach dwukrotnie skutecznie odrabiali straty.

Stąd przed wyprawą do Krzeszowic szkoleniowiec i piłkarze byli dobrej myśli. Pod względem piłkarskim rzeczywiście zaprezentowali się nieęle, ale to okazało się za mało. Dla beniaminka z Wadowic była to przykra lekcja, że dobra postawa na boisku nie zawsze gwarantuje sukces.

(BK)

Dziennik Polski

Autor: LZ