Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pogotowie od wszystkiego?

Treść

Chaosu w andrychowskiej służbie zdrowia ciąg dalszy

Niewielka gorączka, drobne dolegliwości grypowe czy bóle brzucha - to najczęstsze interwencje podejmowane od stycznia przez pracowników pogotowia ratunkowego w Andrychowie. Nieuzasadnionych wyjazdów, które formalnie powinny być płatne, w ostatnich tygodniach lawinowo przybywa. Dlaczego?

Najwięcej jest ich w godzinach nocnych, kiedy w andrychowską służbę zdrowia wkracza prawdziwy chaos. Od stycznia w tej ponadczterdziestotysięcznej gminie oraz sąsiedniej gminie Wieprz wprowadzono bowiem rotacyjne dyżury lekarskie, co oznacza, że niemal codziennie organizowane są one w innej placówce medycznej. Tymczasem mieszkańcy przyzwyczaili się do dwóch stałych punktów przyjęć, które działały jeszcze do końca grudnia na terenie miasta. Nic więc dziwnego, że teraz wieczorem i w nocy, zamiast szukać ośrodka zdrowia, w którym pełniony jest dyżur lekarski, andrychowianie dzwonią na pogotowie. Od kilku tygodni, po wybraniu numeru alarmowego, łączą się z Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Wadowicach. - Wyjeżdżamy do każdego zgłoszenia, ale wielokrotnie nie powinniśmy. Z bólem głowy czy innymi drobnymi dolegliwościami pacjenci powinni udać się do lekarza rodzinnego. Problem w tym, że mieszkańcy skarżą się, że w Andrychowie podstawowa opieka lekarska i nocne dyżury są mocno zdezorganizowane. Dlatego wybierają najprostsze rozwiązanie i z drobnymi sprawami dzwonią po pogotowie - mówi Monika Sikorska, kierownik pogotowia ratunkowego w Wadowicach, pod którą podlegają dyspozytorzy pracujący w Centrum Powiadamiania Ratunkowego.

Andrychowów jest w tej chwili liderem w powiecie wadowickim pod względem nieuzasadnionych zgłoszeń. Zdaniem Moniki Sikorskiej, bardziej dyspozycyjni dla mieszkańców są lekarze z pozostałej części powiatu i automatycznie liczba telefonów z tamtych terenów na pogotowie jest minimalna.

- Gdy nic poważnego się nie dzieje, nie ma problemu. Gorzej, gdy w tym czasie, gdy nasze zespoły ratownicze są na interwencjach w domach mieszkańców, wydarzy się jakiś wypadek, który wymaga natychmiastowego wyjazdu. Wówczas reakcja pogotowia musi być opóźniona, bo karetka nie stoi w bazie, tylko jest gdzieś w terenie - uważa Monika Sikorska.

Zdaniem pracowników pogotowia, kulminacja nieuzasadnionych wyjazdów nastąpiła w niedzielę 1 lutego, kiedy dwie andrychowskie karetki niemal non stop wyjeżdżały do drobnych zgłoszeń. Na szczęście wówczas nie doszło do żadnego poważnego wypadku.

(GM)

Autor: Dziennik Polski