Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Powtórka z rozrywki

Treść

Andrychowianie w ostatnim meczu sezonu pokazali charakter, którego zabrakło piłkarzom z Kalwarii

Powtórka z rozgrywki to audycja radiowa. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by urządzić sobie coś takiego w piłkarskim wydaniu na boiskach wadowickiej "okręgówki". Po raz drugi w rundzie wiosennej piłkarze andrychowskich Beskidów potrafili wyjść z beznadziejnej sytuacji. Tym razem upokorzyli Kalwariankę, wyciągając wynik od stanu 0-2 do 3-2.

- Żeby było ciekawie, w identycznych rozmiarach kończyliśmy inauguracyjne spotkanie z Hejnałem Kęty. Wtedy też do przerwy przegrywaliśmy 0-2. Skoro mówi się o góralskim charakterze, to może najwyższy czas, by zacząć wprowadzać pojęcie andrychowskiego charakteru - zastanawia się kierownik drużyny Beskidów Józef Walczak.

Pod koniec sezonu w Beskidach rozstrzelał się Dariusz Gołba. - Wiedzieliśmy, że kiedyś musi to nastąpić. Nie można przecież zapomnieć, jak się gra w piłkę. Trzeba tylko czekać cierpliwie na jakiś bodziec. Może zwyżka formy tego piłkarza przejdzie na kolejny sezon. Oby tak było - ma nadzieję kierownik.

Dariusz Gołba mógł w tym meczu liczyć na dobre podania z obrony od Rolanda Walczaka. Współpraca tej dwójki układała się jak za dobrych czwartoligowych spotkań. Po ostatnim meczu Tadeusz Świderski wyraził chęć prowadzenia zespołu w kolejnym sezonie, a skoro działacze też akceptują jego metody szkoleniowe, więc "rozwodu" nie będzie.

Kalwarianka przegrała mecz na własne życzenie. Chociaż Artur Gwiżdż bardzo starał się godnie zastąpić Piotra Stacha na pozycji ostatniego stopera, to bez grającego trenera defensywa "meblarzy" nie stanowiła monolitu. - Nie przyjmuję żadnych wytłumaczeń takiej porażki. Nie można schodzić z boiska w roli pokonanych, mając do przerwy dwubramkową zaliczkę - mówi trener Kalwarianki Piotr Stach, który po złapaniu kontuzji w zaległym meczu z Przebojem, tym razem musiał kierować grą swoich podopiecznych z ławki. - To skandal, że na ostatni mecz z trudem udaje nam się sklecić "gołą jedenastkę". Nieoczekiwanie jeden zgłasza mi kłopoty ze zwolnieniem się z pracy, inny zatrucie - wylicza szkoleniowiec.

Braki kadrowe sprawiły, że pod koniec meczu kalwarianie słaniali się na nogach. - Nie da się grać w "siódemkę" na pełnych obrotach przez 90 minut - zauważa trener Stach. - Czterech zawodników dochodzi do siebie po kontuzji, więc wypadałoby ich zmienić po 60-65 minutach. Tymczasem nasza ławka rezerwowych świeciła pustkami. Jestem nauczony pracować na zupełnie innych zasadach - podkreśla szkoleniowiec.

Trener starał się sobie wytłumaczyć porażkę tym, że jego podopieczni nazajutrz byli zaproszeni na ślub Filipa Niewidoka. A może piłkarze po prostu doszli do wniosku, że nie ma się co wysilać, skoro za ewentualne zwycięstwo i tak nie wiadomo, czy będą mieli zapłacone. Zaległości finansowe klubu wobec piłkarzy nie są w Kalwarii żadną tajemnicą.

(zab)

Autor: Dziennik Polski