Prawo płotu
Treść
Pięciu sędziów, trzech biegłych geodetów i trzy sądy wyjazdowe - cała masa ludzi zajmowała się ustanowieniem drogi koniecznej do posesji w Gorzeniu Górnym opodal Wadowic. A wszystko, dlatego, że sąsiad postawił płot w poprzek drogi.
Początki sporu o dojazd do posesji numer 50 a sięgają czasów Polski Ludowej. - Jak się sąsiedzi dowiedzieli, że będziemy budować dom, to powiedzieli moim rodzicom, że dojadą do niego, ale tylko po ich trupie - wspomina Jan Józef Śliwa, który odziedziczył działkę.
Sąsiednia posesja, położona przy trasie Wadowice - Sucha Beskidzka, należy do Wiesława M. Mężczyzna przedłużył swój płot zagradzając część drogi dojazdowej do posesji Śliwów. Jego podwórze powiększyło się o kilkanaście metrów. A Śliwowie muszą nadkładać ze dwa kilometry, by polnymi drogami dotrzeć do swej posesji.
- Najgorzej jest zimą. Wiadomo, polne drogi, nieodśnieżane. Jak nie zepchniemy śniegu, to jestem odcięty od świata. Niedawno inni sąsiedzi też podzielili spadek i coraz częściej dopytują, jak długo jeszcze będę korzystał z przejazdu po ich polach. Ja ich rozumiem, chcą się rozwijać, planują jakieś uprawy - mówi Śliwa.
Jak ustaliliśmy, za czasów władzy ludowej obie strony otrzymały po około 49 arów ziemi. Najkrótsza droga do działki Śliwów, obecnie zagrodzona przez M., istniała w tym miejscu prawdopodobnie od 1947 roku. Podobne dróżki wiodą w tej okolicy także do innych parceli.
U progu lat 90. Śliwa poprosił gminę o pomoc w odblokowaniu dojazdu. Szybko okazało się, że nie wiadomo, do kogo należy feralna droga. Wyjaśnienie tej kwestii skomplikował ponoć fakt, że droga leży na styku dwóch sołectw: Gorzenia Górnego i Jaroszowic. Wreszcie decyzją Kolegium Odwoławczego przy Sejmiku Samorządowym województwa bielskiego z lutego 1992 roku stwierdzono, że jest to droga wiejska ogólnodostępna pozostająca we władaniu UM Wadowice.
Ale to nie zakończyło sporu. Kolejne pisma krążyły po różnych instytucjach, czas płynął, a Śliwa powitał kolejne stulecie - bez dojazdu. Korowody prawne z tego okresu opisała w listopadzie 2001 roku burmistrz Wadowic Ewa Filipiak: "W związku z pana pismem z 07.09.1999 r., Wydział Gospodarki Gruntami wystąpił do Sądu Rejonowego w Wadowicach, Wydział Ksiąg Wieczystych o wydanie zaświadczenia w sprawie własności parceli nr 2624/1 położonej w Jaroszowicach. Na ww. pismo Sąd Rejonowy wydał zaświadczenie, że działka ta nie figuruje w spisie parceli dla wsi Jaroszowice i nie można ustalić księgi wieczystej i własności. Dopiero na wskutek pana późniejszych działań Wydział Ksiąg Wieczystych wydał dokument stwierdzający, że działka 2624/1 wchodzi w skład majątku, który stał się własnością Skarbu Państwa. Po udostępnieniu przez pana dokumentu Wydziałowi Gospodarki Gruntami, tutejszy urząd wystąpił z wnioskiem do Sądu Rejonowego o założenie księgi wieczystej. Na tej podstawie założona została księga wieczysta (2.10.2001r.)".
22 lutego 2001 roku Sąd Rejonowy w Wadowicach ustanowił na rzecz Śliwy służebność drogi, czyli "przejazdu, przechodu i przegonu". Z akt sprawy wynika, że była to i jest droga dojazdowa. Ale nie wpłynęło to nijak na usunięcie płotu, który zamienił życie Śliwów w koszmar. Wprawdzie sąsiad zrobił w owym płocie furtkę...
- Czasem jest otwarta, ale dzieci boją się tamtędy chodzić, zresztą ktoś wylewa tam nieczystości, albo smaruje łajnem wejście. W zimie tam tyle śniegu, że nie przejdzie. Trzeba dookoła - skarży się Śliwa.
Oczywiście toczyło się postępowanie o usunięcie płotu. Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Krakowie zauważyło, że pozwany M. jest właścicielem parceli 2635/22 i blokuje parcelę 2624/1, na której jest droga. Kierownictwo magistratu wnioskowało o usunięcie przeszkody. Ale M. płotu nie rozebrał. W reakcji, w czerwcu 2002 roku, urząd miasta złożył w Sądzie Rejonowym w Wadowicach pozew o ochronę własności (formalnie chodzi o pas drogi "3 metry szeroki i 194 metry długi").
W sądzie walczył też Śliwa. Poskarżył się również policji i prokuraturze. Ale policja mogłaby podobno zareagować jedynie w przypadku rękoczynów. Prokuratura odmówiła dochodzenia.
Niecierpliwiony Śliwa, we wrześniu 2003 roku, wezwał panią burmistrz, by usunęła w terminie 7 dni przeszkodę, która uniemożliwia mu i jego rodzinie korzystanie z drogi gminnej. Złożył skargę na bezczynność burmistrza oraz przewlekłość postępowania sądu, napisał do Rzecznika Praw Obywatelskich, wyrażając zdumienie, że sprawa się ciągnie, choć "od lipca 2001 roku wiadomo, że Wiesław M., nie posiada do działki tytułu prawnego".
- Całe to pisanie na nic. Sądy też różnie interpretowały prawo. W końcu jak wyszło na moje, to okazało się, że i tak muszę znów iść do sądu o ochronę własności, bo tamta strona znalazła takiego prawnika, który wynalazł jakieś kruczki i zabawa zaczęła się od początku - irytuje się Śliwa.
Wiesław M. kwestionuje m. in. prawo gminy do nieruchomości, prowadzi postępowanie administracyjne i sądowe zmierzające do stwierdzenia nieważności decyzji wojewody małopolskiego, na podstawie której gmina uzyskała prawo własności. Gmina kontratakuje... I tak w kółko Macieju.
Co ciekawe, w owej walce na kilku frontach zdaje się brać górę Wiesław M. Niedawno kolejny jego adwokat, ze znanej w Wadowicach kancelarii, zażądał od gminy, aby zwróciła panu M. "nakłady poniesione na utrzymanie i remontowanie drogi". Śliwa aż zaniemówił, bo - jak dowodzi - "M. zagarnął tę drogę sam, zupełnie bezprawnie".
Sąd wydał ciekawy wyrok: przyznał, że to gmina jest właścicielem zajętej i zagrodzonej przez pana M. parceli i zasądził na jego rzecz odszkodowanie. Argument: M. posypał żwirem używaną przez siebie część drogi (reszta tonie w chaszczach), a gmina nigdy tego traktu nie remontowała.
Ponadto sąd uzależnił wydanie drogi gminie od tego, czy zapłaci ona panu M. za owo "utrzymanie i remontowanie". Jak się nieoficjalnie dowiadujemy, samorząd zamierza się ugiąć przed obliczem Temidy i zapłaci z kiesy podatników blisko 1500 złotych. Za święty spokój.
Czy droga zostanie faktycznie odblokowana - po prawie siedemnastu (!) latach starań? Zobaczymy.
Robert Szkutnik
Autor: Dziennik Polski