Prowokacja (anty)szpitalna
Treść
Komu zależy na rozłożeniu wadowickiej placówki?
Szpital im. Jana Pawła II w Wadowicach walczy z czasem. W 2005 roku ma ruszyć ogólnopolski system ratownictwa medycznego. Wadowiczanie chce się znaleźć na liście placówek ujętych w tym systemie. Aby stało się to możliwe, szpital musi się rozbudować. Wygląda jednak na to, że komuś w powiecie wadowickim zależy, by do rozbudowy nie doszło.
O rozbudowie szpitala mówi się w Wadowicach od kilku lat. Samorząd powiatowy, który sprawuje nadzór organizacyjny, poświęcił placówce wiele debat, kilogramy papieru zadrukowano raportami na temat sytuacji finansowej szpitala, jego perspektywach rozwoju; do polepszenia jego pracy zatrudniono nawet firmę konsultingową. Wszystko po to, by szpital miał się lepiej i nie mnożył długów. Pod koniec poprzedniej kadencji radni wpadli na pomysł rozbudowy szpitala o dodatkowy pawilon.
Zdaniem kierującej wadowicką placówką Krystyny Grzesiek, budowa dodatkowego pawilonu rozwiązałaby kilka podstawowych problemów. W nowym pawilonie pomieściłyby się bez trudu: odział ratunkowy, oddział ratownictwa medycznego, centralna sterylizatornia, centralna izba przyjęć oraz nowoczesne sale operacyjne. Krótko mówiąc - pawilon D" odmieniłby Szpital Powiatowy w Wadowicach całkowicie.
Sam szpital nie jest jednak w stanie przeprowadzić takiej - wartej 10 mln zł - inwestycji. Zwrócił się więc o pomoc do starostwa. Rada Powiatu w tym roku po prawie rocznej dyskusji pod hasłem budować, czy nie budować", podjęła w końcu decyzję: na początku października, w świetle dziennikarskich fleszy, przewodniczący rady i starostowie podpisali dokument o budowie dodatkowego pawilonu. - To największa inwestycja naszego samorządu od czasu jego powstania. To ucieczka do przodu. Inwestycja jest jedynym ratunkiem dla naszego szpitala - chwalili własny projekt radni. Nieoczekiwanie dla nich kilka dni później w sekretariacie starostwa ktoś złożył odwołanie od decyzji o rozbudowie.
Sekretarki, które przyjmowały pismo na dziennik podawczy, dziś nie pamiętają już, kto je dostarczył. W starostwie w Wadowicach codziennie na dzienniku podawczym podbija się kilkadziesiąt różnych pism i - jak twierdzą urzędnicy - mogło im umknąć, kto dokładnie przyniósł odwołanie. Wiadomo jedynie, że była to para: mężczyzna i kobieta. W swym piśmie autorzy odwołania stwierdzają, że są właścicielami przylegających do szpitala działek i stanowczo protestują przeciwko budowie dodatkowego pawilonu na skarpie. Ich zdaniem, zakłóci to strukturę geologiczną terenu ich posesji. - Zwykłym trybem administracyjnym pismo skierowaliśmy do wojewody małopolskiego, choć - moim zdaniem - te argumenty są bezzasadne - skomentował starosta Józef Kozioł - Ale w takich wypadkach nie mamy wyjścia, ponieważ pismo nabrało charakteru administracyjnego.
W wadowickim starostwie nikt wówczas nawet nie sprawdził, czy cztery osoby podpisane pod pismem są rzeczywiście sąsiadami działki!
Pismo, które otrzymał starosta, naturalnie też opóźniało cały proces inwestycyjny. - Zanim ogłosimy przetarg na projekt szpitala i zanim rozpocznie się jego budowa, odwołanie musi zostać rozpatrzone przez wojewodę - informował starosta.
Urzędnicy obliczali, że opóźnienie może potrwać od dwóch do nawet sześciu miesięcy.
- To niemożliwe, żeby ktoś w Wadowicach protestował przeciwko rozbudowie szpitala! - dziwił się radny powiatowy Stanisław Kotarba, który przeczytał informację o odwołaniu w Dzienniku". I postanowił odszukać cztery osoby podpisane pod odwołaniem. Udało mu się odszukać dwie. Swoje wrażenia z bulwersującego odkrycia przekazał nam na gorąco:
- To skandal! Jestem w posiadaniu oświadczeń, z których wynika, że dwie z tych rzekomo protestujących osób w ogóle pod odwołaniem się nie podpisały. Zachodzi więc podejrzenie, że zostało popełnione fałszerstwo - stwierdził radny.
I złożył odpowiednie zawiadomienie do prokuratury. Jak się okazało, jedna z podpisanych osób w ogóle nie przebywa w Polsce i była bardzo zdziwiona, że protestowała" przeciwko czemukolwiek.
Komu więc odpowie wojewoda? I - co ważniejsze - komu naprawdę zależało na opóźnieniu budowy pawilonu D"?
- Mam swoje zdanie na ten temat, ale na razie go nie wyjawię. Jednak każdy, kto obserwował poświęconą tej kwestii debatę, może domyślić się, kto nie chce rozwoju szpitala - sugeruje Stanisław Kotarba.
Dopóki trwa prokuratorskie śledztwo, nie można ujawnić nazwisk osób, które rzekomo podpisały się pod odwołaniem. Jako się rzekło, dwa z czterech podpisów są fałszywe, natomiast kolejne dwa - zupełnie nieczytelne. Przy tych ostatnich nie ma zarazem żadnych namiarów kontaktowych, telefonów, czy adresów. Na pierwszy rzut oka wygląda to więc na ewidentne fałszerstwo, czy - jak sądzi część radnych - prowokację.
W Wydziale Prawnym Urzędu Wojewódzkiego pytamy, komu odpowie wojewoda na pismo z Wadowic. - Jeśli zostało sfałszowane, to nikomu. To sprawa prokuratora, a nie nasza. Po co w ogóle starosta wysyła nam takie pisma? Fałszywe odwołanie to nie odwołanie, więc szpital można spokojnie budować.
Radny Kotarba, którego dociekliwość śledcza sprawiła, iż w oka mgnieniu udało się rozwikłać zagadkę i odsunąć groźbę przeciągnania procedury administracyjnej, martwi się jednak, że to nie koniec.
- Znowu coś wymyślą, by ten szpital położyć - mówi.
Kto to robi?
Marcin PŁaszczyca
Autor: Dziennik Polski