Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Strach ma wielkie oczy

Treść

Dla Skawy Wadowice, beniaminka wojewódzkiej ligi juniorów, Hutnik Kraków był poza zasięgiem


Na ten dzień wadowicka młodzież czekała od dawna. Po raz pierwszy w historii klubu Skawa wywalczyła awans do wojewódzkiej ligi juniorów. Podopieczni Mariana Pamuły najwyraźniej nie wytrzymali jednak ciśnienia, przegrywając z Hutnikiem Kraków 0-3 (0-2).

Przed meczem była miła uroczystość. Juniorów Skawy na boisko wprowadziły miejscowe żaczki, najmłodsi adepci futbolu. Byli także w swojej lidze najlepsi. To przecież oni w przyszłości zajmą miejsce starszych kolegów. Puchar z rąk prezesa wadowickiego podokręgu Aleksandra Cimra odebrał Marek Kuzia, kapitan żaczków. - Oby Skawa tak długo walczyła w "emce", abyście i Wy mogli się w niej sprawdzić - mówił.

Potem Cimer wystąpił jako członek prezydium Małopolskiego Związku Piłki Nożnej, witając w lidze wojewódzkiej juniorów starszych Skawy. - A o Was niech będzie głośno w prasie, byście byli sprawcami niejednej niespodzianki i godnie reprezentowali w "emce" zachodnią część Małopolski. Mam nadzieję, że w przyszłości o niejednym z Was, głośno nie tylko na czwartoligowych boiskach - zakończył Aleksander Cimer.

Te słowa miały podnieść młodzież na duchu. Tymczasem zdeprymowały ją chyba jeszcze bardziej. Krakowianie z łatwością dochodzili do pozycji strzeleckich i poczynali sobie na boisku nonszalncko. Świadomi swojej wartości, byli przekonani, że wcześniej czy później worek z bramkami zostanie rowiązany. - Zdaję sobie sprawę z tego, że na dzisiaj takie zespoły jak Hutnik Kraków czy Wisła Kraków są poza naszym zasięgiem, ale to jeszcze nie oznacza, że mamy przed nimi padać na kolana - mówił w przerwie trener Skawy Marian Pamuła. - Przecież w barażach chłopcy pokazali, że potrafią grać i walczyć bardzo ambitnie. Tego się nie zapomina. Prawie w ogóle nie strzelaliśmy z dystansu - martwił się szkoleniowiec.

Trudno się nie zgodzić ze szkoleniowcem. Strach do tego stopnia sparaliżował miejscowych, że przed przerwą na palcach jednej ręki można by policzyć ich akcje zaczepne. W 14 min lewą stroną przedzierał się Gałuszka, lecz posłał futbolówkę ponad poprzeczką. Później Bzduła poradził sobie ze Świątkiem, rozegrał szybką "klepkę" z Gałuszką, lecz akcję tego drugiego wyjściem poza pole karne przerwał Lipiński. - Dopiero w drugiej odsłonie moi chłopcy dwukrotnie zagrozili przyjezdnym. Jednak to zbyt mało. Nie wszystko można przecież tłumaczyć strachem. Być może na dzisiejwszy wyjazd na Garbarnię uda nam się wzmocnić kimś z "jedynki" - ma nadzieję trener Pamuła.

- Rywal może nie był dla nas zbyt wymagający, ale to dla mnie nie ma żadnego znaczenia - mówi Paweł Szczęśniewski, trener Hutnika, który jako junior w barwach swojego macierzystego klubu sięgał po mistrzostwo Polski, a jako szkoleniowiec z juniorami młodszymi ma na koncie dwa mistrzostwa Krakowa (2002 i 2004). - Chcę wpoić chłopcom, że ciągle mają iść do przodu. W tym wieku każda bramka powinna im dawać ogromną satysfakcję. Nie cierpię żółtych kartek za dyskusję z arbitrami, a taka "przykleiła" się Chrząszczowi - dodał szkoleniowiec.

(zab)


Autor: Dziennik Polski