Trener ma zawsze rację
Treść
Beskidom Andrychów pozostało zadowolić się z tego, że dotrzymały kroku Przebojowi, bo punkty "pojechały" do Wolbromia
W Andrychowie powoli zaczynają rozważać zamieszczenie ogłoszenia w prasie, że TS Beskidy pilnie poszukuje rasowego snajpera. Bardziej złośliwi twierdzą, że drużynie potrzebny jest psycholog. Nie ucieknie ona przed takimi złośliwościami, skoro po raz kolejny po dobrej grze przegrywa. Tym razem 0-1 (0-0) z Przebojem Wolbrom, wiceliderem wadowickiej "okręgówki".
Andrychowscy piłkarze bardzo chcieli w oczach swoich kibiców zrehabilitować się za ostatnią wyjazdową porażkę 0-1 z Niwą Nowa Wieś, outsiderem rozgrywek. - Z reguły jeśli się czegoś bardzo chce, nie zawsze to wychodzi - mówi Walczak, kierownik drużyny Beskidów.
Gospodarze rozpoczęli obiecująco, bo od dwóch pozycji bramkowych. Najpierw bezpośrednim strzałem z wolnego Stolarskiego niepokoił Roland Walczak, a później Chowaniec przestrzelił po akcji Adamusa z Mariuszem Gołbą. - Potem walka toczyła się głównie w środku pola. Nasz zespół znany jest z tego, że na własnym boisku stawia na atak, ale musieliśmy także pomyśleć o tyłach, by nie dostać bramek po klasycznych kontrach. Taki scenariusz przerabialiśmy w meczu przeciwko libiąskiej Janinie i skończyło się naszą porażką 1-4 - przypomina kierownik.
W końcu jednak gospodarze popełnili błąd, który na bramkę zamienił Cygnar. - Cóż, pozostało nam się cieszyć z tego, że zespół zaprezentował się znacznie lepiej niż tydzień wcześniej w Nowej Wsi, dotrzymując tym razem kroku wiceliderowi. Mam nadzieję, że kibice potrafią to docenić. To jest tylko sport. Tutaj nikt nie ma patentu na zwycięstwa - kończy kierownik Beskidów.
Trener Przeboju Krzysztof Duch był zadowolony z tego, że jego zespół "zaksięgował" trzy punkty. To było jego pierwsze ligowe zwycięstwo odkąd zastąpił Waldemara Adamczyka. Wcześniej notował remisy: w Gromcu (0-0) i na własnym boisku z Babią Górą (2-2). - Cały czas przekonuję chłopców, że trzeba dużo grać bokami - mówi trener Duch. - Zresztą właśnie po akcji oskrzydlającej zdobyliśmy bramkę. Tymczasem na początku oni grali tylko długimi piłkami, adresując je do Waldka Adamczyka, a on najwyraźniej ma lekki spadek formy. Zresztą każdy trener stara się mu przydzielić "plastra". Skoro przeciwnikom udaje się go jakoś wyłączyć z gry, to powinien znaleźć się ktoś inny, potrafiący rozstrzygnąć o losach spotkania. Zdaję sobie sprawę, że drużyna potrzebuje czasu, by nauczyć się nowych schematów. Będziemy stale nad nimi pracować - podkreśla szkoleniowiec.
(zab)
Autor: Dziennik Polski