Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Upadłość Andorii?

Treść

Agencja Rozwoju Przemysłu nie pomoże zakładowi

Czarne chmury ponownie zawisły nad Wytwórnią Silników Wysokoprężnych Andoria w Andrychowie. Wszystko wskazuje na to, że szczycący się ponad 50-letnią historią zakład będzie musiał ogłosić upadłość.

Ostatnią deską ratunku dla Andorii wydawała się warszawska Agencja Rozwoju Przemysłu. Początkowo mówiło się, że ARP jest w stanie udzielić zakładowi pomocy publicznej w wysokości kilkudziesięciu milionów złotych.

Trzeba jednak było przygotować plan restrukturyzacji firmy i porozumieć się z wierzycielami. Szefowie Andorii przez 2 lata próbowali przeforsować w ARP, że są w stanie przeprowadzić działania naprawcze. Przygotowali plan restrukturyzacji. Bezskutecznie. Niedawno ARP poinformowała już ostatecznie, że umarza postępowanie restrukturyzacyjne wobec wytwórni silników. Pismo z Agencji otrzymał także andrychowski Urząd Miejski.

Umorzenie postępowania restrukturyzacyjnego może oznaczać koniec Andorii, gdyż właśnie pomoc ze strony ARP była ostatnią nadzieją, że zakład zdoła jeszcze wyjść na prostą.

Z prezesem Adamem Hankusem, który pełni teraz jednoosobowo funkcję zarządu Andorii, nie udało nam się wczoraj skontaktować. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że przygotowywany jest już wniosek do Sądu Gospodarczego o ogłoszenie upadłości Andorii. W związku z tym pod znakiem zapytania stanąć może los ok. 120 pracowników, którzy jeszcze pracują na etacie w Andorii, głównie w administracji.

Kilkuset innych pracowników Andorii przeszło w ostatnich miesiącach do spółek, które przejęły produkcję od WSW i ich los wydaje się na razie niezagrożony.

Jeśli upadłość zostanie ogłoszona, w Andorii pojawi się syndyk i od niego zależeć będzie, co stanie się z zadłużonym majątkiem zakładu i jego 120 pracownikami. Najgorszy scenariusz jest taki, że w Andrychowie dojdzie do powtórki scenariusza z Lublina, gdzie kilka lat temu ogłoszono upadłość Daewoo Motor Polska. W ciągu jednego dnia na bezrobociu wylądowało tam kilkaset osób.

(GM)

Autor: Dziennik Polski