Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Uroki futbolu

Treść

Skawa Wadowice wygrała z Hejnałem, strzelając wszystkie gole w słabszym okresie gry

Po ostatnim gwizdku sędziego trener Skawy Janusz Suwada podkreślał piękno i zarazem nieprzewidywalność futbolu. Jego zespół wygrał wprawdzie 3-1 (1-0) na własnym boisku z Hejnałem Kęty, ale wszystkie gole strzelił w okresie słabej gry. Celem Skawy, spadkowicza z IV ligi, wciąż jest zbliżenie się do prowadzącego duetu wadowickiej "okręgówki".

- Dobrze, że chociaż raz chłopcy strzelili gole wtedy, gdy im nie szło i to przed własną publicznością - podkreśla trener Skawy Janusz Suwada. - Wystarczająco już dużo punktów zgubiliśmy po pięknej grze. W Brzeszczach przecież byliśmy zdecydowanie lepsi od ówczesnego wicelidera, a zeszliśmy z boiska pokonani. Wielu sympatyków z niedowierzaniem kręciło głowami. Jak to byliście lepsi, skoro przegraliście? Teraz kibice mogli się przekonać, że ładny styl nie zawsze ma przełożenie na bramki - przypomina Janusz Suwada.

W pierwszej połowie Skawa wypracowała wiele czystych pozycji bramkowych. Po takiej sytuacji, jaką zmarnował Robert Nazarewicz wydawało się, że wadowiczanie znowu stracą punkty. Napastnik miejscowych w sytuacji sam na sam lobował bramkarza. Sztuka prawie mu się udała, ale w ostatniej chwili piłkę z linii bramkowej wybił Strzeżoń. - Nie mam pretensji do naszego napastnika - tłumaczy Janusz Suwada. - W dogodnej sytuacji zachował się jak rasowy snajper. Nie stracił głowy, tylko po błyskawicznej analizie wybrał najkorzystniejszy - jego zdaniem - wariant. Wszystko dobrze się potoczyło. O tym, że w tym przypadku nie było gola nie zadecydował błąd w sztuce naszego napastnika, lecz determinacja obrońcy. Takie są uroki futbolu - podkreśla Janusz Suwada.

Po gwizdku kończącym pierwszą połowę wydawało się, że w następnej odsłonie gole dla miejscowych są kwestią czasu. - Z "duszą na ramieniu" do szatni schodzili kęczanie. Ich trener, z którym zresztą bardzo dobrze się znamy - szepnął mi do ucha, że dla nich mogłoby się tak skończyć. To tylko świadczy o tym, z jakim nastawieniem przyjechali do Wadowic - podkreśla trener Skawy. - W przerwie nie dokonałem zmian, bo nasza gra była rewelacyjna. Nie mogłem przypuszczać, że po wyjściu z szatni zaprezentujemy inne oblicze - ubolewa szkoleniowiec.

Jednak i w trudnych chwilach Skawa ma środek na strzelanie goli. - Powtórzę raz jeszcze, że naszą mocną stroną są stałe fragmenty gry. Pierwsze dwa gole strzeliliśmy właśnie w takich okolicznościach - cieszy się trener.

Swoją bramkę zdobył Nazarewicz. - Miał w tym trochę szczęścia, bo po dograniu Żurka nie trafił czysto w piłkę, więc siła strzału została "zduszona". Decyzja o uderzeniu bez przyjęcia była prawidłowa. Zawsze powtarzam chłopcom, że jak nie będą strzelać, to na pewno nie zdobędą gola. Po raz kolejny mogli się przekonać o słuszności starej piłkarskiej prawdy - podkreśla Janusz Suwada.

Szkoleniowiec po ostatnim gwizdku sędziego raz jeszcze wrócił do meczu nie tylko w Kętami, ale cofnął się do pojedynku w Brzeszczach. - Na ich podstawie obmyślam taktykę na mecz w Andrychowie z Beskidami - kończy Janusz Suwada.

(zab)

Autor: Dziennik Polski