Wojna o ziemię
Treść
Czy powiat wadowicki po raz drugi zostanie okrojony?
W Brzeźnicy sprawa jest prosta: - Chcą nam oskubać gminę, nie pozwolimy na to - przekonują samorządowcy. Ich koledzy po drugiej stronie Wisły, w Czernichowie, odpowiadają na to: - Te tereny powinny być nasze. Ludzie naciskają na nas, by tak się stało.
Od lat 90. trwają targi o ponad 100 hektarów ziemi pomiędzy dwiema gminami: Brzeźnicą w powiecie wadowickim a Czernichowem w powiecie krakowskim. Gminy do dużych nie należą, więc liczy się dla nich każdy skrawek. Ziemia nabiera dodatkowej wartości, jeśli znajduje się na niej zakład, albo coś, na czym gmina może zarobić. I tak właśnie jest w tym przypadku. Od początku w tym konflikcie karty rozdaje Brzeźnica, ale to ona miałaby w tej rozgrywce przegrać.
Granica pomiędzy gminami Czernichów i Brzeźnica wyznaczona została środkiem Wisły. Wyjątki od tego są dwa. W rejonie stopnia wodnego w Łączanach, już wydawać by się mogło po stronie Czernichowa, znajdują się dwie połacie gruntów, należące do gminy Brzeźnica. Na mapie ziemie te tworzą coś w kształcie jaja. Stąd też pewno dlatego jeden z przysiółków nazywa się Koło. Drugi to Sokółka. To właśnie na te ziemie od dłuższego czasu apetyt mają czernichowskie władze. Dlaczego?
Brzeźniccy samorządowcy nie mają wątpliwości, że sąsiadom chodzi o działającą w Sokółce żwirownię i uruchomioną niedawno elektrownię wodną. To z tych obiektów budżet gminy Brzeźnica czerpie obecnie dochody. - Skoro mamy te inwestycje i - nie ukrywam - sporo na nich zyskujemy, to dlaczego mielibyśmy je teraz tak na widzimisię Czernichowowi oddać? - pyta (chyba retorycznie) brzeźnicki wójt Józef Momot.
W Czernichowie widzą to inaczej. Skoro granica pomiędzy gminami przebiega środkiem Wisły, to po co Brzeźnicy takie "jaja" na "nieswoim brzegu" rzeki? - Te tereny geograficznie, społecznie, komunikacyjnie i w dużej mierze także gospodarczo powiązane są z naszą gminą. Proponowane przez nas zmiany pozwolą ułatwić życie m. in. naszym rolnikom, którzy mają tam swoje pola. Dziś muszą wszystkie formalności załatwiać w Brzeźnicy, po drugiej strony rzeki. To dla nich duża niedogodność. Poza tym Brzeźnica ma w przysiółku Sokółka żwirownię, ale samochody dojeżdżające do niej niszczą nasze drogi. A Brzeźnica nie jest zainteresowana modernizacją dróg - argumentuje Ewa Lipowczan, sekretarz gminy Czernichów.
Już w 2000 roku Czernichów wystąpił do samorządów gminnych i powiatowych po obu stronach Wisły z prośbą o opinie w tej sprawie. Czego można było się spodziewać - Rada Gminy Brzeźnica i Rada Powiatu Wadowickiego zaopiniowały pomysł zmian terytorialnych negatywnie, natomiast Rada Gminy Czernichów i Rada Powiatu w Krakowie - były za. Te ostatnie poparł też wojewoda małopolski. Jednak wniosek w sprawie korekt granic został odrzucony przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Mimo to samorządowcy z Czernichowa nie poddali się. Nowe władze w ub. roku ponowiły starania.
Swe opinie mają teraz ponownie wyrazić zainteresowane samorządy. Ostatnio, zgodnie z przewidywaniami, po raz drugi pomysł odrzuciła Rada Powiatu Wadowickiego. Na zebraniach wiejskich w gminie Czernichów przeprowadzane są właśnie konsultacje z mieszkańcami. O ich wynik Ewa Lipowczan jest spokojna. - Mamy poparcie społeczne dla naszej inicjatywy. W przeciwnym razie w ogóle byśmy się sprawą nie zajmowali.
W ub. roku takie konsultacje przeprowadzono na zebraniach w gminie Brzeźnica. - Wzięło w nich udział 1229 osób. Ani jedna z nich nie chciała zmian! - podkreśla Zbigniew Herzyk, przewodniczący Rady Gminy Brzeźnica.
Niezależnie od opinii obywateli po obu stronach rzeki, na początku przyszłego roku władze Czernichowa planują ponownie skierować wniosek do MSWiA.
- Tu nie chodzi o żwirownię, której zasoby i tak się powoli kończą, więc dochody dla gminy Brzeźnica w najbliższym czasie także wygasną. Chcemy po prostu zając się tym terenem tak jak należy - tłumaczy sekretarz Urzędu Gminy w Czernichowie. I zaznacza, że dla władz ważniejszy od ekonomicznego jest interes społeczny. - Naciskają na nas ludzie z Rusosic, którzy w przysiółku Koło mają działki. Chodzi nam także o zagrożenie powodziowe ze strony Wisły. Jest oczywiste, że w sytuacji klęski Brzeźnica będzie bardziej zainteresowana ochroną terenów po swojej stronie rzeki, gdzie są zabudowania, niż dwóch przysiółków po naszej stronie, w których nikt nie mieszka. Ale właśnie ze strony tych przysiółków może przyjść do naszej gminy zagrożenie powodziowe. Sprawy nie należy bagatelizować.
Żwirownia należy do gminy Brzeźnica, ale jej eksploatacją zajmuje się prywatna firma, która przekazuje do kasy gminy prowizję od każdego wydobytego metra sześciennego żwiru. Wójt Momot potwierdza: zasoby się kończą. - Ale niech Czernichów się nie interesuje, co tam robimy. Na pewno wyrobisk po żwirowni nie porzucimy. Mamy plany, by zagospodarować te tereny turystycznie. I tak się stanie. Dlatego zdecydowanie nie chcemy się pozbyć tych przysiółków. Zresztą ja w ogóle nie rozumiem intencji Czernichowa: jak można coś komuś zabrać, nie dając nic w zamian?
Rzeczywiście, władze Czernichowa nie planują, przynajmniej na razie, zadośćuczynienia dla Brzeźnicy w wypadku przejęcia jej terenu. Ale zdaniem Ewy Lipowczan, tu nie chodzi o pieniądze. - Nie mamy konkretnych planów, chodzi głównie o poczucie bezpieczeństwa na wypadek powodzi i interes naszych rolników - powtarza pani sekretarz.
Wójt Momot wspólnie z przewodniczącym Herzykiem zapowiadają, że będą bronić granic. Kilka miesięcy temu wybrali się w tej sprawie do MSWiA. - Ten wyjazd jeszcze bardziej upewnił nas, że mamy rację. Ministerstwo popiera nasze stanowisko, że na tych przysiółkach są inwestycje związane z naszą gminą. Nie możemy tej ziemi tak po prostu oddać. Chyba, że Czernichów wypłaci nam odszkodowanie, ale na razie takiej propozycji nie ma. Zresztą, chyba bym się na to nie zgodził. Później ktoś mógłby mi zarzucić, że przehandlowałem Sokółkę i Koło - komentuje brzeźnicki wójt.
Dotychczas tylko raz od ostatniego podziału terytorialnego Polski doszło do zmian granic administracyjnych powiatu wadowickiego. Mieszkańcy Głębowic mieli już dość życia w gminie Wieprz i - mimo sprzeciwu gminnych i powiatowych samorządowców - postanowili się przenieść do gminy Osiek w powiecie oświęcimskim. Swoje wywalczyli. W zamian za to żadnych nowych terenów do powiatu nie przyłączono, pojawił się natomiast pomysł na kolejną rewizję granic - na niekorzyść ziemi wadowickiej.
Jaka będzie decyzja Warszawy?
MirosŁaw Gawęda
Autor: Dziennik Polski