Wypadek przy pracy
Treść
1-1 w rywalizacji MKS Andrychów z Tomasovią o pierwsze miejsce w II lidze siatkarek
Jestem przekonany, że był to tylko wypadek przy pracy - mówił trener drugoligowych siatkarek MKS Andrychów Roman Rupik, po sobotniej porażce jego podopiecznych 1-3 z Tomasovią Tomaszów Lubelski w finale czwartej grupy II ligi. Zamiast planowych dwóch zwycięstw, po dwóch meczach jest remis 1-1, bo w niedzielę andrychowianki gładko pokonały w trzech setach Tomasovię. Za tydzień rywalizacja przeniesie się do Tomaszowa Lubelskiego. Gra się do trzech zwycięstw.
Po 30 minutach gry w sobotę andrychowscy kibice przecierali oczy ze zdumienia. Miejscowe, zdecydowane faworytki do awansu, przegrywały z młodym zespołem z Tomaszowa 0-2 w setach. Cudu tego dnia nie było i andrychowianki niespodziewanie poległy w pierwszym starciu II rundy play-off. Kapitan MKS Beata Książek tłumaczyła później, że jej zespół miał po prostu słabszy dzień.
- Na pewno nie pomogła nam grupa piłkarskich kibiców, która przyszła na mecz po to, żeby nas obrażać. Ktoś splunął na parkiet, inny krzyknął, że sprzedałyśmy mecz. Cała drużyna była po sobotnim meczu zbulwersowana tym zachowaniem. Dziewczyny płakały w szatni. Rywalki były tego dnia bardzo dobrze dysponowane. My od początku sezonu gramy dla siebie, nie mając określonego jakiegoś celu. Miałyśmy zdobyć pierwszą czwórkę i jesteśmy w niej. Teraz walczymy dalej. Z takimi kibicami nie chcemy mieć nic wspólnego - mówiła zawodniczka.
W niedzielnym rewanżu andrychowianki udowodniły, że sobotnia porażka była dla nich tylko wypadkiem przy pracy i gładko uporały się z Tomasovią w trzech setach.
- Trudno się gra w roli faworyta. Nasze przeciwniczki nie miały nic do stracenia. Uważam, że ciągle jesteśmy faworytem walki o 1. miejsce w IV grupie. Z wyprawy do Tomaszowa powinniśmy przywieźć jedno zwycięstwo i zaprosić rywalki na piąte, decydujące spotkanie do Andrychowa - mówił trener MKS.
Jego zdaniem, o wyniku sobotniego meczu zdecydowała przede wszystkim zagrywka, która tego dnia była atutem gości. (GM)
Autor: Dziennik Polski