Wypili już za błędy
Treść
Trener Skawy Wadowice nie wie, czy lepiej gonić wynik, czy może szybko objąć prowadzenie
Wszystko wskazuje na to, że piłkarze Skawy Wadowice najgorszy okres w IV lidze małopolskiej mają już za sobą. Podopieczni Andrzeja Bańdury w pełni wykorzystali szansę odbicia się od dna ligowej tabeli, wygrywając dwa mecze z rzędu na własnym boisku. Najpierw pokonali lidera rozgrywek, Proszowiankę 2-1, a ostatnio Orła Piaski Wielkie 3-2 (3-2). Po tych spotkaniach wadowiczanie awansowali na 11. miejsce.
Wadowicki szkoleniowiec przyznaje, że nie liczył na taką łaskawość losu. - Chyba nikt nie dawał nam szans na punkty w meczu przeciwko Proszowiance, nawet na jeden. Ale boisko raz jeszcze zweryfikowało wszystko, pokazując, że faworytem jest się tylko na papierze - przypomina Andrzej Bańdura - Liczyłem jedynie na zwycięstwo z Orłem, w porywach na 4 punkty w tym dwumeczu, ale skoro los okazał się dla nas łaskawy, nie możemy się przecież o to gniewać. Wystarczająco już wiele nam zabrał. Zwłaszcza z drużynami będącymi w naszym zasięgu, jak choćby porażka ze Słomniczanką, czy zaledwie remis z Karpatami Siepraw. Myślę, że piłkarze wypili już za swoje błędy. Na brak zaangażowania z ich strony nie mogę narzekać, więc wypada teraz pomagać losowi, by nasza passa trwała jak najdłużej - rozważa wadowicki szkoleniowiec.
Przeciwko Proszowiance Skawa musiała odrabiać jednobramkową stratę. Teraz Tomasz Mikołajczyk już w 5 minucie trafił do siatki rywali. - Nie chce się już zagłębiać w to, co jest lepsze. Czy "gonienie" wyniku, czy szybkie objęcie prowadzenia - zastanawia się Andrzej Bańdura. - Drugi wariant też ma swoje wady, bowiem istnieje ryzyko, że w szeregi zespołu wkradnie się rozluźnienie. Trzeba było dobić przeciwnika zanim zdołał on doprowadzić do remisu. Fakt, że wyrównującego gola goście strzelili niespełna siedem minut później, ale w tym małym przedziale czasu mieliśmy dwie doskonałe pozycje do wyśrubowania wyniku. Przynajmniej jedną z nich należało wykorzystać. Skoro tego nie zrobiliśmy, straciliśmy drugą bramkę. Przyszło nam zatem odrabiać straty. Zastanawiałem się, czy zdołamy przechylić szalę na swoją korzyść, bo przecież oba trafienia sprezentowaliśmy przyjezdnym - zauważa Andrzej Bańdura.
W trudnych chwilach miejscowi mogli liczyć na "Wiesia", czyli Sławomira Wiechcia. Kapitan gospodarzy udowodnił, że stałe fragmenty gry ma opanowane niemal do perfekcji. Właśnie z wolnego doprowadził do wyrównania. Losy spotkania rozstrzygnął Tomasz Mikołajczyk, który zanim wyszedł na samotne spotkanie z bramkarzem, zdążył sobie zatańczyć z obrońcami. - Widzę, że nasz młody zawodnik zdradza zalety, cechujące rasowego napastnika - mówi Andrzej Bańdura. - Mogę tak chyba powiedzieć, bo już po raz drugi w rundzie jesiennej zaliczył dublet, poprzedni z rezerwami Cracovii. Miał też słabsze chwile i wpadki osobiste, ale nie ma sensu do tego wracać. Do wyróżniających się postaci tego spotkania w naszych szeregach zaliczyłbym jeszcze Darka Kolbra. Wprawdzie jako napastnika powinienem go rozliczać przede wszystkim ze zdobytych goli, ale tym razem, przy niekorzystnym wyniku, rzucił kilka bardzo dobrych piłek. Niestety, koledzy nie potrafili ich wykorzystać. Oczywiście, że złośliwi mogliby się przyczepić do stylu, w jakim zostało odniesione to zwycięstwo, ale jesienią w walce o punkty musimy pokonywać wiele przeciwności losu, więc chyba każdy zgodzi się ze mną zgodzi, iż to one w końcowym rozrachunku są najważniejsze - kończy trener Bańdura.
(zab)
Autor: Dziennik Polski